Sally - wielka miłość Zygzaka McQueena z animowanego filmu "Auta". W tą postać wcieliło się Porsche 911 generacji 996. Mogliśmy je także zobaczyć w początkowych scenach "60 sekund" z Nicolasem Cage'm w roli głównej. Pojawił się także na okładce epokowej gry samochodowej "Need for Speed Porsche 2000". Dzisiaj jednak nie o grach czy filmach będziemy prawić, tylko o uczuciu, jakiego doznali najwięksi ortodoksi Porsche w chwili debiutu bohatera dzisiejszego opowiadania.
Piąta generacja Porsche 911 o oznaczeniu fabrycznym 996 ujrzała światło dzienne podczas Salonu Samochodowego we Frankfurcie w 1997 roku. Z miejsca zaszokowała dziennikarzy motoryzacyjnych, a następnie cały świat samochodowych maniaków. Było to negatywne zaskoczenie. Wstrząs, który najbardziej dotknął purystów marki z Zuffenchausen. Czuli wtedy to samo, co kilka lat później wielbiciele klasycznej linii Bmw, gdy stylistyką tej bawarki zajął się Chriss Bangle. Znawcy Porsche twierdzili wtedy, że schodząca ze sceny generacja 993 to ostatnie takie 911. Co ciekawe teraz jest podobnie. Ta historia wiecznie zatacza koło.
W 996 zastąpiono okrągłe przednie reflektory czymś, co fani nazwali jajecznicą lub bardziej trafnie jajkiem sadzonym. W końcu określenie to przylgnęło do tego auta na tyle, że stało się jego przezwiskiem. Przez reflektory 996 została również okrzyknięta najbrzydszym 911. Bardzo traciła przez to na wartości. Jednak nie lampy spowodowały, że to Porsche stało się modelem przełomowym, kamieniem milowym w dziejach rozwoju tego nieśmiertelnego samochodu.
Silnik. Wspaniały charczący boxer, chłodzony powietrzem - odszedł w zapomnienie. Uśmiercili go! Jak mogli! Tak żalili się w stronę Zuffenchausen wszyscy ci, co czuli coś więcej do marki Porsche. Każdy, dla którego Porsche, to nie tylko środek transportu. W silniku 996 pojawiła się nowość w postaci przełomowego chłodzenia wodnego. To był wielki cios. Jedna z bardziej kojarzonych z tą marką cech właśnie została unicestwiona. Zmiana ta była już jednak konieczna. Blokowała bowiem dalszą możliwość rozwoju tego silnika pod względem czystości spalania, czy technologicznej możliwości podnoszenia osiągów. Po latach wiadomo, że to była dobra decyzja.
Debiutując Carrera (996) otrzymała motor o pojemności 3.4L i mocy 300KM. Obecnie ta moc nie przeraża, takie parametry to domena aut kompaktowych. Wtedy jednak przyspieszenie do setki w 5,2 sekundy, czy prędkość maksymalna dochodząca do 280km/h nie były codziennością. W 2001 roku model doczekał się odświeżenia, ale o tym być może innym razem.
Miniatura w skali 1:43 to stary wypust Minichampsa. Debiutował najpewniej w podobnym czasie co samochód, który udaje. Pojawił się w serii przedstawiającej wszystkie dotychczasowe generacje 911, w tym, że były dostępne tylko w srebrnym kolorze z czerwonym wnętrzem. Po modelu widać gołym okiem, że jest leciwy. Szczególnie z tyłu, gdzie karoserii wisi na tylnym zawieszeniu, a rozstaw tylnych kół jest krótszy niż przednich. Model prezentuje się jakby startował z miejsca na pełnym gazie. Przed liftingowe 911 posiadało pomarańczowe kierunkowskazy, czyli smaczek końcówki XX wieku. Zanikł on już w początku następnego stulecia. Felgi również są typowe dla przedlifta. Patrzę na spokojne linie tej generacji i dziwię się, jak ten samochód mógł powodować w czasie debiutu szybsze bicie serca, czy fascynację. Jeżeli o miniaturę chodzi, to nie mam nic na jej obronę. Może poza tym, że doskonale oddaje ducha epoki, w której model ów wyprodukowano. Nawet tylne lampy z naklejonymi kwadratowymi imitacjami świateł cofania mocno trącą już myszką.
Już niedługo zanudzę Was trochę tematyką Porsche, gdyż co drugi wpis mojego autorstwa będzie dotyczył właśnie aut rodem z Zuffenchausen. Przynajmniej przez kilka kolejnych tygodni. Tymczasem zapraszam Was do galerii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz