Zbyt dużego wyboru w kwestii wielkości swoich pojazdów nie mieli próbujący zmotoryzować się tuż po II Wojnie Światowej. W zasadzie przywilejem była możliwość zdobycia jakiegokolwiek pojazdu. Totalne braki transportowe powodowały, że pierwszeństwo do użytku wszelkiej maści pojazdów, miały służby państwowe. Samochody potrzebne były do odbudowy miast czy transportu podstawowych produktów. Na samym końcu było zapotrzebowanie szarego obywatela. Jednak już pod koniec lat '50 XX wieku nastąpiła w Europie moda na powszechne zmotoryzowanie społeczeństwa. Powstawały takie projekty jak Fiat 500 Nuova. W Polsce dalej trwał swoisty ciemnogród przejawiający się niechęcią władz do prywatnego transportu. Nie pomogła nawet odwilż polityczna po 1956 roku (destalinizacja). Tutaj bardziej w użytku były rowery, motorowery, a także motocykle. Zdarzały się też SAM-y, czyli pojazdy budowane samodzielnie przez użytkowników. Były wśród nich także trójkołowce. Właśnie tutaj proponuję zakończyć ten przydługi wstęp.
Tuż po wojnie Niemcy otrzymały zakaz produkcji zbrojeniowej. Fabryki, które tym się trudniły, musiały przestawić się gospodarczo. Inaczej groziło im zamknięcie. Było tak z zakładami Bmw, Junkersa, Kruppa, a także Messerschmitta. Ten ostatni rozpoczął w 1955 roku produkcję trójkołowców Messerschmitt KR175 i KR200, gdzie liczby oznaczały pojemności silników. W przypadku KR200 silnik był jednocylindrowy, dwusuwowy, chłodzony cieczą, o pojemności 191ccm i mocy 10KM. Skrzynia przekładniowa posiadała cztery przełożenia do jazdy w przód. Brak było biegu wstecznego. Hamulce były sterowane za pomocą linek.
W 1955 roku Niemcy Zachodnie przystąpiły do NATO i Messerschmittowi pozwolono ponownie produkować samoloty. Toteż fabryka straciła zainteresowanie mikrosamochodami. Produkcję tych pojazdów przejęła wtedy nowo powstała firma Fahrzeug und Maschinenbau GmbH Regensburg, w skrócie zwana FMR. Od 1956 roku zaczęła produkować pod niezmienioną marką Messerschmitt model KR200 (do 1964 roku), oraz już pod własnym szyldem podobny do niego FMR Tg500. Tg było skrótem od Tiger, ale niestety prawo do tej nazwy rościł sobie producent ciężarówek Krupp. Dlatego konieczne było uproszczenie.
Tg500 od KR200 był już o wiele nowocześniejszym pojazdem. Największa różnica pomiędzy nimi, to zrobienie z Tygrysa czterokołowca. Mówiło się nawet, że to sportowa odmiana Messerschmitta, gdyż silnik jaki go napędzał, miał 493ccm pojemności, dwa cylindry i moc 19,5KM. Pojazd ten osiągał 126km/h, co było wówczas dobrym wynikiem. Co najważniejsze, hamulce były już hydrauliczne, a chcąc jechać do tyłu mogliśmy użyć do tego wstecznego biegu.
FMR przypomina mi pieska rasy Mops. Przyjrzyjcie się. Koła przypominają krótkie łapki tego zwierzaka, a sylwetka Tigera jest tak samo przysadzista i niska. Szklana kopuła, która chroni głowy pasażerów przypomina jednak tę z samolotu. Taki zamysł miał konstruktor pojazdu Fritz Fend. Owiewka, wraz z lewą burtą, otwierała się, tworząc dostęp do wnętrza, gdzie dostrzec można kierownicę, przypominającą stery samolotu. Siedzenia są ułożone w układzie tandemowym (był kiedyś taki rower). Pasażer siedzi za kierowcą. Silnik znajdował się z tyłu i napędzał tylne koła. Produkcję Tg500 zakończono w 1961 roku.
Tg500 jest dziwolągiem, dlatego bardzo mnie zainteresował. Lubię oryginalne konstrukcje. Tym bardziej wielce się ucieszyłem, gdy na jednej z Giełd Modeli Samochodów w Warszawie taka miniatura pojawiła się na stoisku jednego ze sprzedających. Otworzyłem swój portfel i jedyne co w nim zobaczyłem to kurz. Niestety, ale wydałem na tej imprezie wszystkie pieniądze, jakie ze sobą zabrałem. Panuje taka zasada, że ile kasy byś ze sobą nie zabrał, na Giełdzie wydasz wszystko. Jakie było moje zaskoczenie, gdy już po opuszczeniu tej imprezy Szymon i Arek wyciągnęli z rękawa właśnie ten model i wręczyli mi go jako niespodziankę. Coś pięknego. Jeszcze raz bardzo dziękuję. To był wspaniały prezent.
Mój FMR w skali 1:43, to IXO. Są więc kłujące w oczy bolce w reflektorach, są też liche koła. Felgi wyglądają naprawdę kiepsko, do tego świecą się tak, jakby były wykonane z materiałów zapożyczonych z tablicy Mendelejewa. Nie liczyłem też na to by otwierała się przezroczysta pokrywa przestrzeni pasażerskiej. Widać przez nią doskonale samolotowe stery, które odtworzono bardzo dobrze. Pozytywnie odebrałem wystający z prawej strony wlew paliwa, czy dwa tłumiki wychodzące z podwozia. Uchwyt koła zapasowego i galanteria pokrywy silnika udają z powodzeniem chromowaną powłokę galwaniczną. Przyglądając się sylwetce miniatury jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nadwozie tego pojazdu miało przypominać kadłub samolotu. Wycieraczka szyby i lusterka są zbyt masywne.
Mikrosamochody nie były być może pełnowartościowymi środkami transportu, ale pomogły w jakimś stopniu zmotoryzować społeczeństwo. Dały szansę poczuć odrobinę wolności swoim użytkownikom by ci mieli możliwość przemieszczania się na dalsze odległości do pracy, czy nawet odwiedzenia swojej rodziny oddalonej o dziesiątki, czy setki kilometrów. Wygoda, albo prestiż? Nie były tak ważne. Jak się nie ma tego co się lubi...
Cześć ! Bardzo fajny modelik. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem z Twego artykułu?
OdpowiedzUsuńGdy człowiek wsiada za kierownicę, to podobno przestrzeń szklana podnosi się do góry. Na jednej imprezie samochodowej, na której akurat nie byłem, ale oglądałem relację na YouTube, pojawił się taki pojazd „ Jajko” na 3 – kołach.
Pierwszy raz widziałem go w muzeum starych samochodów w Maladze. Stał przy pojeździe Velorex. Ten z kolei pojawiał się wiele razy na imprezie Zlombol.
Czy Ty posiadasz taki model, jeśli tak, to proszę zaprezentować.
Pozdrawiam Przemek
Cześć! W FMR kopuła otwiera się razem z częścią lewego boku. Gdy przyjrzysz się na zdjęciu widać z lewej strony pojazdu klamkę oraz wykrojone niby drzwi.
UsuńMiniatury samochodu o którym wspominasz niestety nie posiadam.
Dziękuję za komentarz i zapraszamy do kolejnych odwiedzin Naszego Bloga!