niedziela, 18 sierpnia 2024

Land Rover Range Rover 1:43 Almost Real

Znów zabieram Was na Wyspy Brytyjskie. Tym razem nie do ogródka, ani garażu, a do pełnoprawnej fabryki producenta znanego na całym świecie. Bohaterem dzisiejszego wpisu jest samochód ikoniczny, nie tylko dla aut terenowych, lecz dla motoryzacji jako całości. Bez zbędnych wstępów, przed Państwem Range Rover.



Choć model zadebiutował w 1970 roku, koncepcja powstania sięga wczesnych lat pięćdziesiątych XX wieku. Land Rover debiutował w 1948 roku modelem Series I, znanym później jako Defender. Prosta i wytrzymała konstrukcja idealnie nadawała się do ciężkich prac w polu czy trudnym terenie. Bracia Wilks obawiali się, że popyt na tego typu pojazdy spadnie i firmie mogą grozić kłopoty. Postanowili opracować pojazd łączący cechy terenówki, auta użytkowego i osobowego. Pierwsze prototypy dużego kombi powstały już w 1949 roku. Jednak auto karosowane przez Tickforda nie dawało szans na rynkowy sukces.  Dwa lata później, na podwoziu Rovera P4 powstał kolejny prototyp, nazwany roboczo Road Rover.  Ciekawostką był napęd tylko na tylne koła. Projekt ewoluował i był rozwijany tak długo, aż stał się przestarzały nawet na deskach kreślarskich. W 1960 roku władze firmy zarzuciły koncepcję Road Rovera ze względu na wysokie koszty i niewielkie szanse zwrotu inwestycji.


Sukcesy Jeepa Wagoneer, Forda Bronco czy Toyoty Land Cruiser skłoniły Brytyjczyków do zmiany decyzji. Stery projektu powierzono Gordonowi Bashfordowi i Charlesowi S. Kingowi. Ich celem było stworzenie samochodu równie komfortowego jak limuzyna, o zdolności pokonywania przeszkód terenowych. Już na początku prac zdecydowano o stałym napędzie na wszystkie koła. Żeby zapewnić odpowiedni komfort zastosowano sprężyny śrubowe i wahacze wzdłużne. Nadwozie osadzono na ramie z podwoziem drabinkowym. W połączeniu z krótkim zwisem nadwozia przed przednią osią, samochód zyskał możliwość pokonywania stromych najazdów. Wybaczcie, nie jestem specem od jazdy w terenie. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że możliwości Range’a nawet dziś są imponujące.


Dostępne źródła jako projektanta nadwodzia Range Rovera podają Davida Bache. Jednak ogromy wkład w ostateczny wygląd samochodu mieli Bashford i King. Szefowie Rovera zobaczyli jeden z prototypów obudowany prostymi blachami i zalecili Bache’owi tylko dopieszczenie projektu inżynierów.


17 czerwca 1970 roku na terenie kopalni cyny w St. Austell dziennikarze po raz pierwszy mogli zapoznać się z finalnym produktem o nazwie Range Rover. Bodaj najlepszą recenzją z tego wydarzenia była ta z The Autocar i brzmiała „Samochód spełnił oczekiwania, a nawet przekroczył pokładane w nim nadzieje”. Nic dodać, nic ująć.


Do napędu Range’a posłużył sprawdzony silnik V8 o mocy 135KM. Przy masie własnej auta sięgającej niemal 1,9 tony nie można było oczekiwać dużej dynamiki, jednak wystarczało to do sprawnego poruszania się na drogach. Terenówka seryjnie wyposażona była w hamulce tarczowe na wszystkich kołach, co w tamtym czasie było dużą innowacją.


Range Rover przez pierwsze 11 lat produkcji oferowany był jako auto trzydrzwiowe. Podobno szefowie firmy nie widzieli potencjału sprzedażowego wersji z dwiema parami drzwi. Mimo tej niedogodności Range dysponował ogromną ilością przestrzeni. Pięć osób mogło podróżować w komfortowych warunkach i nie martwić o ilość zabieranego bagażu. Ciekawostką jest pomysł producenta, aby wnętrze można było umyć zwyczajnym szlauchem. Dlatego wnętrze cechowała duża prostota, której nie powinno się mylić z ascezą Land Rovera.


Jedną z dziedzin promujących nowy model były rajdy i próby terenowe. Od grudnia 1971 do sierpnia 1972 roku odbyła się wyprawa British Trans-America Expedition podczas której dwa seryjne Range pokonały dystans ponad 15 tysięcy kilometrów. Range był zwycięzcą pierwszej edycji rajdu Paryż-Dakar w 1979 roku i powtórzył to osiągnięcie dwa lata później. Posiadał również 27 rekordów prędkości aut napędzanych silnikami wysokoprężnymi.


Bohater wpisu stał się bazą dla wielu pojazdów użytkowych. Nikogo nie powinien dziwić widok Rovera jako pojazdu lotniskowej straży pożarnej, nie tylko na cywilnych lotniskach, lecz również w bazach RAF. Często wykorzystywano go jako platformę dla kamer filmowych. W 1982 roku dodatkowo opancerzone Range służyły jako papamobile podczas wizyty papieża w Anglii. Jako jedyny pojazd w historii został wystawiony jako dzieło sztuki użytkowej w paryskim Luwrze.


Jednak przede wszystkim Range Rover sprawdzał się w codziennym użytkowaniu. Zdawał egzamin tak samo dobrze na podmokłym polu jak i na podjeździe pałacu Buckingham. Z czasem wyposażenie stawało się coraz bardziej ekskluzywne, materiały wykończeniowe nabierały szlachetności naturalnej w klasie premium, zaś nabywcy coraz rzadziej zapuszczali się w niedostępny teren. Ostatnie egzemplarze Range Rovera pierwszej serii opuściły mury fabryki w Solihull w 1996 roku. Liczba wyprodukowanych samochodów przekroczyła 317 tysięcy sztuk.


Range Rover bez wątpienia był prekursorem nowego trendu na rynku motoryzacyjnym. To on przetarł szlak przed Mercedesem G klasy, Toyotą Land Cruiser V8 czy Mitsubishi Pajero. Samochody te oferowały maksimum komfortu i świetne zdolności do jazdy w terenie.


Muszę się przyznać, że bardzo lubię czas oczekiwania na rozdanie prezentów. Uwielbiam robić niespodzianki najbliższym, zaskoczyć ich nieoczekiwanym podarunkiem, odczuwać dreszczyk emocji, gdy rozpakowuję ozdobny papier i odrywać co kryje przed oczami. 24 grudnia 2021 roku było podobnie, choć doskonale wiedziałem co zawiera niewielka paczuszka z moim imieniem. Żona i mama, po krótkiej konsultacji ze mną, zdecydowały się na kupno modelu. To był pierwszy raz, gdy wsparły moją kolekcję. Wybór padł na Range Rovera ze stajni Almost Real i był debiutanckim modelem tego producenta w kolekcji. Mimo iż to ja wybrałem modelik, nie dane było go zobaczyć przed gwiazdką. Rozumiecie zatem jakie podekscytowanie towarzyszyło mi podczas rozpakowywania prezentu. To, co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania.


Miniatura urzeka od pierwszego spojrzenia. Do tego stopnia, że mam problem z właściwym doborem słów, by oddać jej piękno. Zdarzało mi się już pisać o modelach wyglądających jak prawdziwe auta. Almost Real zezłomował tamte słowa, podał w wątpliwość moją dotychczasową ocenę innych firm i stał się wyznacznikiem dla słowa „jakość”. Nazwa producenta nie jest tylko chwytem marketingowym, a obietnicą, z której wywiązał się z nawiązką. To, co dla popularnych producentów jest sufitem, dla AR wydaje się być podłogą.


Podstawka, na której osadzono Range’a ozdobiona została wzorem szachownicy, niejako korespondując z podobnym wzorem umieszczonym na kartoniku. Na srebrnej tabliczce wygrawerowano logo AR, pełną nazwę modelu wraz z kolorem i numerem seryjnym. Mój to 881 z 1999 sztuk.


Model osadzono na klasycznym wzorze stalowych felg z ozdobnymi kołpakami. Już w tym momencie można dostrzec dbałość o detale. Każda z imitacji otworów znajduje się we właściwym miejscu, na każdym z kół, podobnie jak łebki śrub mocujących. Przednia oś jest skrętna, i to w stopniu o jakim mogą pomarzyć posiadacze miniatur z AutoArt.


Sposób osadzenia kloszy świateł zasługuje na najwyższe słowa uznania. Żadnych śladów bolców mocujących, krzywo osadzonych lamp czy niestarannie pomalowanych kierunkowskazów. Atrapa chłodnicy nie ma głębi grilla, ona posiada najprawdziwsze żebrowanie! Podobnie jak wlot powietrza umieszczony na podszybiu. Jeden z wielu szczegółów obrazujący z jakim poziomem dopieszczenia miniatury mamy do czynienia. Na środku zderzaka umieszczono otwór do korby rozruchowej. Korek wlewu paliwa wygląda tak autentycznie, jakby można było go odkręcić. Nie zapomnijcie zerknąć na malutkie zawiasy drzwi i maski silnika. Pisanie o równo nałożonych kalkomaniach, znaczkach czy tablicach wydaje się aż nie na miejscu.


Z ciemnozielonym nadwoziem znakomicie współgra beżowe wnętrze. Zestaw kolorów wyraźnie nawiązuje do lat siedemdziesiątych, gdy takie połączenie było bardzo eleganckie. Także tutaj widać niezwykłą dbałość o szczegóły. Do tego stopnia, że wloty powietrza w kabinie mają żebrowania. Pięknym detalem są uchwyty otwierania bocznych szyb na wysokości tylnej kanapy. Korbki szyb drzwi przednich zostały pomalowane czarną farbką i zdecydowanie wyróżniają się na tle tapicerki. Nawet lewarek zmiany biegów został wyprofilowany tak, jak w prawdziwym aucie. Moje serce skradł jednak pokrowiec koła zapasowego. Oryginalny pokrowiec w Range’u nie układa się tak ładnie, jak w modelu.


Czy to model idealny? Nie. Między szybą klapy bagażnika a krawędzią karoserii jest milimetrowa szpara. I już.


Bez cienia wątpliwości mogę napisać, że mamy do czynienia z modelem wybitnym. Zdecydowanie wartym swojej ceny. Jeżeli kiedykolwiek będziecie rozważali zakup miniatury Range Rovera z pierwszej serii, nie idźcie na kompromis. W tym przypadku nie warto.













 

4 komentarze:

  1. Cóż poziom wpisu jak zwykle na wysokim poziomie
    Co do modelu......ja jestem fanem Land Rovera i Range choć bardzo ładny to tylko Range

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Takie słowa to pozytywny bodziec dla każdego z nas. Za czas jakiś postaramy się dorzucić i Land Rovera :)

      Usuń
  2. Przepiękna miniaturka! Gratuluję nabytku

    OdpowiedzUsuń