Pomyślicie sobie, że to dopiero czwarty mój wpis na tym blogu, a po raz kolejny piszę o Oplu. Zapewniam, że to nie będzie standard w moim przypadku. Tym bardziej, że nie jest to jedna z tych marek samochodów, które są obiektem moich fascynacji. Calibra, o której mam zamiar Wam dzisiaj opowiedzieć, jest jednak swego rodzaju symbolem czasów, w których powstawała. Znalazło się dla niej miejsce w moim kanonie ciekawych i wartych zapamiętania samochodów.
Nie powiem, że była kamieniem milowym w dziejach motoryzacji, wokół niej powstał jednak swoisty kult tuningu, który z estetyką i dobrym gustem nie wiele miał wspólnego. Spowodował jednak, że stał się autem popularnym wśród młodych kierowców chcących mieć możliwość dosiadania taniej, ale szybkiej maszyny. Zanim jednak porozmawiamy o tym kolejnym już coupe z Russelsheim, chciałbym przedstawić krótką historię "Człowieka i samochodu", która to zachowała się dobrze w mojej pamięci przez lata, do dnia dzisiejszego.
Uczęszczałem wtedy do ósmej klasy szkoły podstawowej. Był to już drugi semestr. Rok 1999. Niestety kończący już magię niezapomnianych lat dziewięćdziesiątych. Nastała ulubiona przeze mnie pora roku. Wszystko wokoło zaczynało kwitnąć. Cieszyłem się z pierwszych promieni słońca, których brakowało przez ostatni ponury czas. A więc mamy wiosnę.
Nauczyciele W-F i Geografii najprawdopodobniej zmówili się, gdyż dosłownie w tym samym czasie stali się posiadaczami samochodów ze znakiem błyskawicy w okręgu. Pan Darek, ten od fikołków i biegania, kupił granatową, pięciodrzwiową Astrę "jedynkę". Pan Tomasz od globusa i mapy zamienił swojego starego kwadratowego, brązowego Kadetta na kłującą w oczy, żółtą Calibrę.
Geograf w pierwszej ławce przy swoim biurku sadzał zawsze najładniejsze dziewczyny z klasy i nie inaczej było w przypadku moich koleżanek. Często bajerował z Nimi na lekcji, a nam włączał na video "Jasia Fasolę". Dlatego patrząc na te sceny jeszcze bardziej umocniłem się w przekonaniu, że zakup żółtego Opla był tylko powodem, aby przedłużyć męskość geografa i dowartościować swoje ego.
Pan Tomek często snobistycznie otwierał szyberdach w swoim aucie, aby jeszcze bardziej podkreślić swoje możliwości obcowania z przyrodą, wolność (peace, love and extasy), ale głównie podnieść walory estetyczne swojego auta, co miało jeszcze bardziej przykuć uwagę otoczenia. Pod pokrywą silnika w jego wehikule nie było jednak niczego, co mogło rozpalać wyobraźnie, czy spowodować szybsze bicie serca w czasie jazdy. Znalazł się tam podstawowy ośmiozaworowy, dwulitrowy motor.
Wiedząc, że dla Calibry była to podstawowa odmiana silnikowa, miałem pogląd, że nie myliłem się sądząc, że właściwie chodziło o kłujący w oczy kolor mający zwrócić uwagę na właściciela. Niewiele czasu później cały ten samochód swoim wyglądem i stanem technicznym świadczył także o statusie majątkowym Pana Tomka. Lakier zaczął schodzić płatami z karoserii powodując kpiące uśmiechy politowania na obserwujących ten samochód uczniach mojej szkoły, a być może i nauczycielach. Nie był to jednak przypadek odosobniony, gdyż większość tych samochodów była sprowadzana do Polski, jako mocno uderzone, bądź naprędce składane z dwóch egzemplarzy. Ich degradacja postępowała szybciej niż progi w Polonezie.
Jeszcze długo po tym, jak pożegnałem się z moją podstawówką widywałem charakterystycznego nauczyciela prowadzącego osławioną Calibrę po ulicach mojego miasta. Jego Opel niszczał w oczach. Był to obraz nędzy i rozpaczy.
Cofnijmy się teraz w czasie o kolejnych dziesięć lat. Opel zaprezentował Calibrę szerszej publiczności w październiku 1989 roku na Salonie Samochodowym we Frankfurcie nad Menem. Pokazano tam wtedy również m.in. Alfę Romeo SZ, BMW E31, czyli serię 8 z charakterystycznymi chowanymi reflektorami, a także Peugeota 605, czyli luksus po Francusku. Można użyć stwierdzenia, że śmietanka tamtych lat. Nikt z przedstawicieli Opla nie udawał i nie próbował nawet ukrywać, że Calibra to usportowiona Vectra A. Powstała na płycie podłogowej tego sedana, co było widać, słychać i czuć. Oczywiście nie świadczyło to źle o samochodzie, swoim wyglądem potrafił zachwycić fanów motoryzacji. Coupe Opla otrzymało charakterystyczne wąskie reflektory przednie Hella (które za nic nie chciały oświetlać drogi w nocy), duże tylne lampy oraz wielką tylną szybę w pokrywie bagażnika, która poprowadzona została pod bardzo niskim kątem, nadając temu autu naprawdę bardzo atrakcyjny, sportowy wygląd.
Odpowiedzialny za wygląd tego ściganta z Russelsheim był Erhard Schnell, czyli nikt inny jak ojciec europejskiego Corvette z 1968 roku, a więc modelu GT. Pieczę na Schnell'em sprawował Amerykanin z General Motors - Wayne Cherry.
Po otworzeniu długich drzwi i zajrzeniu do wnętrza samochodu ukaże Nam się wszechobecna i zauważalna oszczędność. Deska rozdzielcza z Vectry, chociaż była estetyczna i funkcjonalna to jednak nudna i za nic nie pasowała do auta ze sportowymi aspiracjami. Ten sam błąd kilka lat później powtórzył Peugeot z modelem 406 Coupe i Renault w Megane Coupe/Cabriolet pierwszej generacji. Nie inaczej było w przypadku konkurencji z Wolfsburga. Corrado to od środka Golf trzeciej generacji.
Produkcja zaczęła hulać w 1990 roku. Początkowo tego Opla można było nabyć z jednym z dwóch silników dwu litrowych. Z głowicą ośmiozaworową jednostka napędowa legitymowała się mocą 115 KM. Prędkość, jaką można było osiągnąć tym autem była i tak wystarczająca, gdyż przekraczało się 200 km/h. Z ręczną pięciostopniową skrzynią biegów można było rozpędzić się do setki w 10 sekund, a z dostępnym również z tym silnikiem czterostopniowym automatem w nieprzystające już do miana sportowych wartości - 12 sekund. Trzeba przyznać, że jak na tamte czasy nie były to złe wyniki i mało było na ulicach samochodów z lepszymi osiągami, szczególnie w Polsce. Standardowo 2.0i wyjeżdżał z fabryki na 14'' kołach z oponami 195/60.
Mocniejszy silnik z szesnasto zaworową głowicą osiągał nawet 150 KM. Znany był z Kadetta GSI. Niedostępny z automatem przyspieszał do 100 km/h w 8,5 sekundy i osiągał autostradową prędkość 233 km/h. Tutaj byliśmy już królami wyścigów spod świateł. Z tą jednostką napędową wyposażano ten samochód w większe koła o średnicy 15'' i rozmiarze opon 205/55.
Na pewno słyszeliście o tym, że Calibra do dnia dzisiejszego ma jeden z najlepszych współczynników aerodynamicznych w historii motoryzacji, którego wartość wynosi 0,26. Musicie jednak wiedzieć, że dotyczyła ona tylko tych pierwszych dwóch wersji silnikowych i tylko do momentu, w którym doszło do face liftingu.
Najlepsze miało dopiero nadejść. W marcu 1992 roku do gamy silnikowej Calibry dołączyła najszybsza i wymarzona odmiana 2.0 16V Turbo 4x4 o mocy 204 KM. Była to najdroższa i najbardziej pożądana Calibra. Coś na pozór Porsche 911 dla ubogich. Każdy chciał ją mieć. Była najlepiej wyposażona. Od reszty braci różniła się z zewnątrz wzorem i rozmiarem felg, a także na błotnikach przednich emblematami 4x4 i turbo na pokrywie bagażnika.
Gwoli wyjaśnienia. Turbo miała w standardzie napęd 4x4, ale każdą Calibrę z wyłączeniem 2.5 V6 można było opcjonalnie w taki napęd doposażyć. Współczynnik oporu aerodynamicznego wynosił w przypadku naszego kulturysty już 0,29. Powodem był głównie rodzaj napędu, a także koła. Tym razem 16'' z oponami 205/50.
Do liftingu przeprowadzonego w 1994 roku najmocniejsza Cali dysponowała zegarami z wartościami 280 km/h na prędkościomierzu oraz 8 tysiącami obrotów obrotomierza. Wiadomo, że maksymalne wartości osiągane przez to auto były mniejsze, ale jak na swoje czasy był to dzik o osiągach, które podniecały miłośników motoryzacji. 245 km/h prędkości maksymalnej i przyspieszenie do setki w 6,8 sekundy.
Zanim jednak Opel zafundował swojemu sportowcowi drobną kurację odmładzającą, do tabeli z rodzajami dostępnych silników dorzucono jeszcze jedną odmianę. W kwietniu 1993 roku pojawiła się nowa, kulturalna i jedwabiście pracującą, ekskluzywną 2.5 V6 24V o mocy 170 KM. Ze skrzynią manualną można było rozwinąć prędkość 237 km/h i 7,8 sekundy do setki. Koła montowano takie same jak w odmianie 2.0 16V, a więc 205/55 R15.
Wreszcie nastaje rok 1994 i retusz starzejącej się już Calibry. Główna zmiana na karoserii to przeniesienie znaczka firmowego z pokrywy silnika na atrapę chłodnicy. Pojawiły się zmodyfikowane silniki mające sprostać nowym normom czystości spalin. 2.0 16V o mocy 150 KM zastąpił słabszy 2.0 16V ECOTEC o mocy 136 KM, natomiast moc silnika 2.5 V6 24V ECOTEC nie uległa zmianie w stosunku do starszego motoru. Zniknęła natomiast z oferty najsłabsza odmiana 2.0i. W wyniku zmian w podwoziu i układzie chłodzenia, a także po wprowadzeniu nowego wzoru felg wzrósł współczynnik oporu aerodynamicznego w tych wersjach i wynosił teraz 0,28.
Zmiany nie ominęły także najmocniejszego Turbo. Szybkościomierz wyskalowano teraz do 260 km/h, obrotomierz natomiast do 7000 obr/min. Z kierownicy zniknął czerwony emblemat "turbo", gdyż od teraz pojawiła się nowa kierownica z poduszką powietrzną.
W 1996 roku Opel zrezygnował najpierw z wersji Turbo, by w końcu w 1997 całkowicie pożegnać się z Calibrą. Najbardziej ekskluzywna i rzadka okazała się sześciocylindrowa widlasta odmiana. Powstało ich niewiele poniżej 12 tysięcy egzemplarzy. Nieznacznie więcej, bo 14 tysięcy powstało Turbo, 83 tysiące 2.0 16V, a najwięcej 129 tysięcy ośmiozaworowych 2.0i.
Parę lat później, gdy ceny Calibry na rynku aut używanych zaczynały stawać się linią prostą spadającą bardzo stromo w dół, stały się one ulubionymi autami określonych grup ludzi. Nie wiadomo, dlaczego niszczyli oni bardzo udaną i atrakcyjną linię tego samochodu, dodając geometrycznie niepasujące do całości spoilery, poszerzenia i zderzaki. Do samochodu przylgnęło określenie "wiejski tuning", a także "agro tuning". Działo się tak właśnie, dlatego, że modyfikacje, które przeprowadzali użytkownicy tego coupe nijak nie pasowały do jego charakteru, Zaburzały one linię samochodu i Opel Calibra stawał się samochodem nierozpoznawalnym, także gdyby stanął przed lustrem nie poznałby sam siebie. Dlatego dzisiaj ciężko znaleźć fanowi Opla Calibry "czysty" i niezaburzony nieoryginalnymi elementami samochód, który mogliby trzymać w zachowanym stanie dla potomnych. Przykre. Szczególnie, że to fajny i warty zapamiętania youngtimer.
Producentem miniatury Opla Calibry, który znalazł się w mojej kolekcji jest mój ulubiony Minichamps. Nie jest to miniatura, którą można kupić na zawołanie. Aby stać się jej posiadaczem trzeba uzbroić się w cierpliwość i trochę więcej gotówki. Dla mnie była to jedna z najbardziej wymarzonych miniatur i modelikowych zakupów ostatnich czasów.
Na kartoniku producent opisuje model, jako Calibra 2.0i z 1990 roku. Jest to więc samochód z samego początku produkcji z podstawowym silnikiem. Cieszy mnie fakt, że poza kolorem karoserii, jest to nomen omen taka sama specyfikacja jak Opla, którym szpanował mój nauczyciel geografii. Jest nawet szyberdach. No właśnie kolor. Tutaj nie mamy żadnego wyboru. Minichamps wyprodukował Calibrę w tym jedynym - czerwonym. Chętnie zobaczyłbym właśnie tego Opla chociażby w żółtym. Perfekcyjna jest tylna szyba z czerwonymi paskami ogrzewania. Minichamps uwielbia chyba dodawać ten element w czerwonych Oplach, gdyż spotkałem się również z tym elementem wcześniej w Monzie. Możecie o niej poczytać kilka wpisów wstecz. Udały się także listewki boczne i te na przednich zderzakach. Są równe na całej długości. Co bardzo cieszy, nie udało mi się dostrzec bolców mocujących przednie i tylne oświetlenie. Brawo Minichamps. Jedyny mały minus kieruję do lakiernika, który zajmował się moim egzemplarzem. Zalał mi wlew paliwa.
Gdy zajrzymy do kabiny Naszym oczom rzuca się charakterystyczna skórzana tapicerka drzwi, która wyglądała jakby była uformowana z kilku podłużnych poduszek. Podobnie Opel postąpił z Omegą B. Siedzenia i kanapa tylna również zadowala, a deska rozdzielcza nomen omen jest rzeźbą tego elementu z prawdziwej Calibry/Vectry A.
O tym, że Minichamps swoim produktem stara się zawsze historycznie odtworzyć samochód, na którym się wzoruje wiedziałem już od jakiegoś czasu. O tym, że jest to wersja przed liftingowa z 1990 roku świadczy nie tylko wersja silnika, ale także umiejscowienie znaczka firmowego "Opel”, o którym wspominałem we wpisie.
Najbardziej cieszy mnie odwzorowanie całej bryły pojazdu jak i tego, że patrząc na profil miniatury widzimy w nim, że jest to mała Calibra, a nie coś, co ma ją tylko przypominać. Wycieraczki szyby czołowej są filigranowe, udały się. Nie można jednak tego samego powiedzieć o tylnej. Dla mnie ta miniatura to majstersztyk.
Bardzo ciekawy wpis, przy Calibrze warto też wspomnieć o jej wersji od Lotusa czyli Artz Calibrze która posiadała silnik z Lotusa Omegi :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za pozytywny komentarz ;)
UsuńNiestety nie da się napisać o wszystkim ;). Wpis musi być zwięzły i czytelny. Wielowątkowość zakłóciła by spójność ;)
No to jest wiadome ale i tak kawał dobrej roboty :) Przyjemnie się czytało :)
UsuńMaybe the best street Calibra we can find in 1/43 scale. As years pass, it's most wanted by collectors.
OdpowiedzUsuńCześć!
UsuńTa Calibra to majstersztyk od Minichampsa. Podobnie jak X1/9 jest najlepszym wykonaniem. Szkoda, że ten Opelek występował u tego producenta tylko w jednym kolorze.