Przy okazji wpisu o Peugeocie 207 CC wspomniałem, iż nie jest łatwo zastąpić legendę. 207 jest tego najlepszym przykładem, choć mógłbym podobnych historii przytoczyć całe mnóstwo. Czy Nelson Mandela został godnie zastąpiony? Napoleon Bonaparte? Ktoś coś? Szymon i ja ledwo daliśmy radę zastąpić Sienkiewicza[1], do Mickiewicza jeszcze nam daleko…
Oczywiście, w motoryzacji jest nieco łatwiej. Każdy nowy samochód w założeniu ma być lepszy od poprzedniego. Więc jaki model zastąpił Citroena 2CV? Nie, to nie był AX. Model LN produkowano równolegle z 2CV. I gdy świat zdążył zapomnieć o nijakim LN, jego poprzednik wciąż zjeżdżał z taśm produkcyjnych.
Bohater niniejszego tekstu od początku nie miał łatwo. Miał zastąpić auto, które zmotoryzowało Italię, stało się jej symbolem na równi z Sophią Loren, pizzą i Wezuwiuszem. Fiat 500 do dziś jest spotykany na włoskich drogach o wiele częściej niż 126. I nie ma w tym przypadku.
500 była prostym, tanim autem, idealnie wpisującym się w potrzeby powoli dźwigającej się po wojnie Europy. Przepustką do posiadania własnych czterech kółek dla coraz większej rzeszy wielbicieli motoryzacji. Co więcej, stała się bazą dla kilku modeli Fiata, choćby pierwszej Multipli.
Z biegiem lat 500 przeszła szereg modyfikacji, jednak pod koniec lat sześćdziesiątych w Fiacie zdano sobie sprawę, że czas najwyższy opracować następcę. 500 była już mocno przestarzała, nie tylko stylistycznie. W 1968 roku na Turyn Motor Show zaprezentowano koncepcyjne City Taxi autorstwa Pio Manzù. Wizja taksówki oparta była na pięćsetce. Choć model pozostał konceptem, to patrząc na tył City Taxi trudno nie dostrzec podobieństw do Fiata 126.
Wersję produkcyjną zaprojektował Sergio Sartorelli. Stylista takich aut, jak Fiat 2300S Coupe, Karmann Ghia Typ 34 czy OSI Ford 20M TS. Nawet dziś patrząc na pierwsze 126 nie można odmówić mu urody i uroku. Dynamiczna linia hatchbacka, z krótkimi zwisami z przodu i tyłu, lekko podcięta kreska maski bagażnika nad przednimi błotnikami, czy mocno przeszklona kabina pasażerska świadczą o wielkiej klasie projektu. Świetne wrażenie sprawiało przetłoczenie biegnące wzdłuż boków nadwozia. Ten samochód był szalenie spójny stylistycznie. Każdy jego element był przemyślany i w pełni uzasadniony. Klosze kierunkowskazów i świateł z przodu były niezwykle harmonijne, wraz z chromowanymi zderzakami i przednim pasem tworzą jeden z najładniejszych projektów przodu auta z lat siedemdziesiątych. Podobnie sprawa ma się z tyłu Fiata. Lekko podcięta dolna część klapy silnika i prostokątne klosze tylnych lamp wyglądają uroczo. Jeśli dodamy do tego kwadratową tablicę rejestracyjną z tyłu, jaki to wzór obowiązywał w Italii w chwili prezentacji 126 wprost trudno się nie zakochać w tym Fiaciku.
Wnętrze także zaprojektowano w bardzo przemyślany sposób. Zanim popukacie się w głowę i odeślecie mnie do psychiatry musicie zdać sobie sprawę, iż 126 powstał, jako auto typowo miejskie, drugie w rodzinie, zbudowane w sposób maksymalnie ograniczający koszty i bardzo nowoczesne na początku lat siedemdziesiątych. Gdy my stykaliśmy się z Maluchem w latach osiemdziesiątych, był on zwyczajnie przestarzały i za mały na potrzeby rodziny, lecz w chwili debiutu było zupełnie inaczej. Śmiem twierdzić, że był to najnowocześniejszy samochód swojej klasy. Dwie dorosłe osoby mogły bardzo wygodnie podróżować z przodu. Wszystkie istotne elementy wyposażenia były pod ręką, łącznie z kolanem uroczej współpasażerki podróży. Dzięki niewielkim wymiarom kierowca mógł sterować każdym elementem wyposażenia. Ok, koło kierownicy od samego początku było zbyt cienkie, jednak nie ma auta bez wad. Mały i niepraktyczny bagażnik? Przecież napisałem, że nie chodziło o zbudowanie auta rodzinnego, lecz miejskiego. Większe zakupy kładło się na tylnej kanapie, bo takie było jej przeznaczenie. Dwoje pasażerów miała pomieścić w bardzo ekstremalnej sytuacji. A za to, że w Polsce było inaczej podziękujcie towarzyszom z KC Pi wrrróć, KC PZPR.
Gdyby mechanicznie 126 dostosował się do stylistyki jestem pewien, że zająłby wyższe niż szóste miejsce w konkursie Car of the Year. Niestety, Fiat postanowił, że nowy model przejmie mechanikę po starej pięćsetce. Olbrzymi błąd koncernu spowodował, że od samego początku Maluch miał pod górkę na rynku. W 1972 roku nikt nie projektował nowego miejskiego samochodu z silnikiem z tyłu i napędem na tylną oś. Przedni napęd podbijał Europę i nie brał jeńców. Był tańszy w produkcji i o wiele bardziej przyjazny dla kierowcy, choć nie dawał takiej radości z jazdy. Nie wolno zapominać także, iż już wtedy samochód przestawał być wyróżnikiem statusu a narzędziem ułatwiającym codzienne funkcjonowanie. W naturze człowieka leży ułatwianie sobie życia, nawet jeśli niesie to za sobą rezygnację z pewnych przyjemności. Oczywiście, trudno ganić koncern z Turynu za wykorzystanie dostępnej płyty podłogowej i sprawdzonych silników. Od samego początku projekt 126 traktowano, jako model przejściowy. Swoistą platformę między modelem 500 a docelowym małym autem mającym je zastąpić. A że nastąpiło to dopiero w 1980 roku to temat na zupełnie inną historię. Ponadto, gdyby Fiat przyjął inną koncepcję 126, raczej nie byłoby stać Polski na zakup licencji na jego produkcję.
Pierwsze egzemplarze Fiata 126 wyprodukowano we wrześniu 1972 roku w Cassino w Italii. Miesiąc później autko doczekało się oficjalnej premiery podczas salonu samochodowego w Turynie. Powiedzieć, że przyjęto je z zaciekawieniem to nic nie powiedzieć. Wszak cała Europa czekała na następcę Fiata 500!
Fiat 126 nie zdobył w Italii takiej popularności jak poprzednik. Na Półwyspie Apenińskim wyprodukowano nieco ponad 1,350 tysięcy egzemplarzy. Pozwolił on jednak na zdobycie przyczółków za Żelazną Kurtyną, w Polsce i Jugosławii, gdzie do dziś fabryki pracują na wysokich obrotach, choć paleta modeli Fiata nie jest zbyt ciekawa. 126 ustąpił pola Pandzie w 1980 roku, ale w ofercie znajdował się aż do 1990 roku, a na niektórych rynkach do 1993. W Polsce sprzedawano go aż do końca stulecia. Ostatnia seria 126 Happy End zamknęła romantyczną historię ogromnego wpływu, jaki 126 wywarł na naszą motoryzację. Choćby, dlatego zyskał sobie sympatię wielu pokoleń i po wsze czasy wspominany będzie, jako auto, które zmotoryzowało Polskę.
Fiat 126 był pierwszym modelem, jaki kupiłem. Pamiętam, że znalazłem go na Allegro, gdzieś w 2005 lub 2006 roku. Mieszkałem wtedy w kawalerce na warszawskich Kabatach, nie miałem pojęcia o modelach w skali 1:43, a moja ówczesna partnerka stwierdziła, że chyba w głowie mi się poprzewracało skoro chcę zbierać zabawki. Może nie od razu, ale stała się byłą, a moja żona pomaga mi zarówno w zbieraniu modeli, jak i w ulepszaniu zdjęć, jakie czasem wrzucam na FB. Nie ważne, co zbieracie, istotne kto Was w tym wspiera! A 126 wciąż jest ze mną i tak samo mi się podoba.
Wyprodukowała go znana włoska firma Starline. Spośród kilku dostępnych kolorów zdecydowałem się na miniaturę w kolorze żółtym z beżową tapicerką i czarną deską rozdzielczą. Był on najbardziej zbliżony do Fiacików znanych mi z dzieciństwa.
Trudno go nie polubić. Sympatyczny przód „patrzy” nieco zezowatymi bolcami mocującymi światła. Ale pozycji wycieraczek trudno cokolwiek zarzucić. Rejestracja z przodu to klasa sama w sobie. Uwielbiam tablice z Italii z tamtego okresu, to prawdziwy wzór designu, pozwalający w pełni cieszyć się urodą samego samochodu. Może ciut za dużo srebrnej farbki użyto do obramowania przedniej szyby, lecz boczne okna są perfekcyjne. Laudoracing może ich pozazdrościć. Linia boczna jest rewelacyjna. Jedynie kratka bocznego wlotu powietrza jest zbyt duża, jakby ktoś przełożył ją z modelu z lat osiemdziesiątych. Ale srebrno czarne klamki są idealne. Podobnie, jak korek wlewu paliwa i fantastyczne kołpaki.
Wloty powietrza na klapie silnika mogą służyć za wzorzec dla innych producentów. Podobnie jak kalkomania z oznaczeniem modelu. Nieco rozczarowują klosze tylnych lamp, w żaden sposób nieprzypominające tych z prawdziwego auta. Za to tylną szybę okala rewelacyjny srebrny pasek. Czapki z głów!
Wnętrze posiada jasnobrązową tapicerkę i czarną deskę rozdzielczą. Żadnych elementów otwierania drzwi, kieszeni, kalkomanii. Nic, null, nothing, zero. Jakże szkoda. A przecież Starline to potrafi. Czemu zabrakło tych elementów? Skoro wiernie odwzorowano fotele i tylną kanapę, należało wyposażyć 126 w korbki otwierania szyb lub dźwignię zmiany biegów. Tu dostaliśmy totalnego golasa, niczym auta Volkswagena z czasów kontyngentów bezcłowych.
Ale największą wadą jest zbytnia obłość karoserii. Model Starline ma zbyt miękką linię względem oryginału. Fiat 126 był nieco kanciasty, co na początku lat siedemdziesiątych było normą stylistyczną. A skoro już narzekam, to znaczek na pasie przednim powinien być wyżej, ponieważ na środku pasa przedniego pojawił się dopiero w wersji Personal 4.
A jednak, nie ma opcji bym pozbył się tego modelu. Prędzej sprzedam nerkę niż Fiacika. To on był iskierką, która zaprószyła ogień. Jestem związany z nim równie silną więzią jak z VW Garbusem. Modelik w kolorze jajecznicy stał się moim talizmanem. Zawsze jest na widoku, ten pierwszy, jedyny. Ten, który rozbudził pasję, dzięki któremu poznałem mnóstwo wspaniałych ludzi i jestem, niewielką, częścią fantastycznej społeczności kolekcjonerów. Bez niego nie byłoby mnie tutaj. I choćby dlatego jest wyjątkowy.
________________________________________
[1] Wybaczcie żarcik. Sienkiewicza wciągnęliśmy jednym akapitem.
Bez dwóch zdań to moja ulubiona miniatura Fiata 126. Mimo jego przesadnych krągłości uważam, ze prezentuje się o niebo lepiej niż lowridery z Ist Models. Bardzo podoba mi się obramowanie szyb w drzwiach, felgi oraz wnętrze. Faktycznie tylko światła mogłyby być lepiej dopracowane.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Moja Żona również wspiera mnie w mojej pasji. Na urodziny, czy inne okazję kupuje mi modele, oczywiście po konsultacji ze mną. Zawsze jedzie że mną na Giełdę co stało się już tradycją. Zawdzięczam Jej również to, że moje modele mam gdzie eksponować - kupiła mi już dwie gabloty. Poza tym nie żałuje miejsca dla mojej kolekcji.
OdpowiedzUsuńMożemy sobie pogratulować właściwego doboru naszych drugich połówek :D
UsuńPozdrawiam!
Bello 126 amarillo, aquí en Argentina se llamó 133.
OdpowiedzUsuńAbrazo!
Hola Juan, hay varios modelos de Fiat 126 en el mercado, pero en mi humilde opinión, el más bonito es el de Starline.
UsuńAbrazos!
Sam kiedyś też polowałem na ten modelik aż wreszcie udało mi się go zdobyć w upatrzonym kolorze- groszkowo-zielonym (taki miał mój dziadek). Mnie osobiście trudno jest rozstrzygnąć czy w pojedynku wygrywa IST czy Starline, ponieważ oba mają swoje plusy i minusy, ale w zupełnie innych kategoriach, których nie sposób zestawić. Ja poradziłem sobie w ten sposób, iż posiadając wypusty obu firm, trzymam je po przeciwnych stronach gabloty, dzięki czemu nie gryzą sięgdy podziwiam kolekcje;) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że warto byłoby zdobyć kilka innych Maluszków, zarówno od Straline, jak i od IST. Nawet te z KAP nie wyglądają źle. Jedynie na Daffi nie mogę patrzeć. Okropieństwo.
UsuńPozdrawiam!
Szczególne miejsce w kolekcji jest jak najbardziej zrozumiałe! Autko jest bardzo sympatyczne, choć idealne absolutnie nie jest. Zresztą, jak każda miniatura Malucha dostępna na rynku – każdej, w mniejszym lub większym stopniu, coś dolega.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam, co do jej widocznych wad, mimo to, choć nie mam aż takiego sentymentu jak Arek, to dla mnie jest on najładniejszą miniaturką Fiata 126;)
UsuńBardzo dokokszony maluszek, choć tak jak piszesz, zbyt krągły.
OdpowiedzUsuńW sumie, to nigdy nie patrzyłem na 126 w kontekście małego miejskiego auta, dodatku to samochodu właściwego. To pewnie przez to, jak sytuacja wyglądała w Polsce :)
Pamiętam, że moja chrzestna za pierwsze większe pieniądze jakie miała, kupiła malucha i jeździła nim fes długo. Dźwięk tego silnika jest nie do podrobienia.
Pozdrawiam!