Japońska motoryzacja na przełomie wieków święciła triumfy na całym świecie. Długie lata ciężkiej pracy nad zdobyciem zaufania klientów, niezawodnością, bardzo wysoką jakością wykonania, przyniosły efekt w postaci największej ilości wyprodukowanych aut na świecie przez koncern Toyota. Ta sama marka zdetronizowała na rynku USA wielką trójkę z Detroit, co było bezprecedensowym wydarzeniem. W Europie japońscy producenci wiedli prym w badaniach niezawodności swoich wyrobów. Listę instytutu DEKRA o najmniejszej usterkowości aut niemal we wszystkich kategoriach otwierały modele japońskich koncernów.
Praktycznie w każdej klasie samochodów Azjaci mieli swoich przedstawicieli. Co więcej, to nie były już nudne dla oka wozidełka. „Japończyka” coraz częściej można było kupować kierując się sercem, a nie tylko rozumem.
Jednym ze sposobów promocji japońskich samochodów były rajdy. O tym jak dobre były to auta świadczą wyniki Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Świata. Od 1993 do 1999 tytuł czempiona był wewnętrzną sprawą producentów z Kraju Wschodzącego Słońca. Takie konstrukcje jak Toyota Celica GT4, Toyota Corolla WRC, Mitsubishi Lancer Evo czy Subaru Impreza, są pełnoprawnymi legendami obok Lancii Delta czy Audi Quattro.
Subaru, należący do koncernu Fuji Heavy Industries, wytwarzaniem aut zajmowało się od 1954 roku. Jednak jego wyroby przez długi czas znane były głównie na rodzimym rynku. Przełomowy dla producenta okazał się wprowadzony na rynek w 1971 roku model Leone. Firma zaczęła montować w nim napęd All Wheel Drive i stała się jednym z prekursorów tego rozwiązania na świecie. Leone osiągnęło bardzo duży sukces, sięgając nawet po tytuł najlepiej sprzedawanego auta w Japonii. Szefostwo Subaru dostrzegło ogromny potencjał pojazdów osobowych z napędem na cztery koła. W rezultacie kolejne modele producenta były wyposażane w napęd AWD. Wkrótce też okazało się, że japoński rynek stał się zbyt mały dla firmy spod znaku Plejad. Szansą na zwiększenie sprzedaży stała się Australia i, przede wszystkim, USA. Aby zwiększyć szanse na sukces na bazie modelu Leone powstał dwumiejscowy pick-up z napędem 4x4. Nadwozia tego typu były bardzo popularne wśród odbiorców w Stanach i na Antypodach. Gdy dodamy do tego dobrą ekonomikę i niezawodność, otrzymamy przepis Subaru na zadomowienie się na światowych rynkach.
Na początku lat osiemdziesiątych koncern Fuji zawitał do Europy, oferując dobrze znany model Leone. Obok niego do sprzedaży trafił miejski maluch - Justy. Oczywiście oba auta wyposażone były w napęd AWD. Stary Kontynent przyjął nowego producenta dość chłodno. Aż do 1989 roku samochody spod znaku Plejad sprzedawały się znacznie poniżej oczekiwań. Pewien przełom nastąpił po wprowadzeniu następcy Leone - Legacy. Rodzinne auto klasy średniej zyskało uznanie dzięki dużej ilości miejsca dla pasażerów, obszernemu bagażnikowi i nowoczesnej technologii. Doskonałe zawieszenie oraz bardzo przystępna cena także nie były bez znaczenia. Klienci mogli wybierać między klasycznym sedanem, kombi oraz kombi z podniesionym dachem.
Aby promować markę na świecie, w 1989 roku powstał Subaru World Rally Team. Wspólnie z brytyjską firmą Prodrive zbudowano A-grupowe Legacy RS, które zadebiutowało w 1990 podczas wymagającego Rajdu Safari. To właśnie na Legacy po raz pierwszy znalazły się kultowe już niebieskie barwy blue pearl z żółtym logo sponsora 555. Za kierownicą zasiedli znakomici Markku Alen, Ari Vatanen czy nieodżałowany Colin McRae. Niestety, kierowcy Legacy nigdy niedane było wygrać rajdu zaliczanego do RSMŚ, choć kilkukrotnie stawali na podium poszczególnych eliminacji. W 1993 zastąpione zostało nowym dzieckiem Subaru i zaczęła się Impreza. To jednak temat na zupełnie inną opowieść.
Sukcesy w rajdach miały przełożenie na coraz lepsze wyniki sprzedaży. Legacy stał się samochodem globalnym, oferowanym z niewielkimi tylko modyfikacjami na wszystkich światowych rynkach. Aby nadążyć za popytem Subaru zdecydowało się zbudować pierwszą swoją fabrykę poza granicami Japonii. Wybór padł na Lafayette w stanie Indiana, rodzinne miasto Axla Rose z Guns N’Roses.
W 1993 roku zadebiutowała druga generacja Legacy. Auto zaprojektował Francuz Olivier Boulay. Nowy model zyskał bardziej zaokrągloną sylwetkę, zgodnie z obowiązującymi wtedy trendami. Podobnie jak u poprzednika oferowano sedana, kombi oraz wersję Outback. Paleta jednostek napędowych obejmowała tylko silniki benzynowe w układzie boxer. Wspaniałe czasy. Zdecydowanie najciekawszą wersją było dwulitrowe biturbo o mocy 276KM.
Pięć lat później pokazano trzecią generację Legacy. Choć na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że to tylko lifting, mieliśmy do czynienia z zupełnie nowym autem. Z przodu dominowały duże reflektory. Może nawet zbyt duże. Obłemu nadwoziu nieco wyostrzono kształty. Samochód zyskał bardziej agresywny wygląd, co zdecydowanie wyszło mu na dobre.
Największe zmiany dotyczyły wnętrza Subaru. Przeprojektowano panel środkowy. Zamiast suwakowej regulacji nawiewu zastosowano pokrętła, a w opcji można było zamówić automatyczną klimatyzację. Odrobinę tylko zwiększyła się ilość miejsca w kabinie pasażerskiej. Udało się to dzięki zwiększeniu rozstawu osi.
Subaru wciąż pozostawało wierne swej tradycji i z obrzydzeniem patrzyło na silniki Diesla. Ba, nawet rzędowe lub widlaste benzyniaki nie cieszyły się uznaniem inżynierów koncernu. Dzięki czemu wciąż można było cieszyć się charakterystycznym bulgotem wydobywającym się z komory silnika. Podstawowa jednostka napędowa miała dwa litry pojemności i generowała 137KM. W zupełności wystarczała do spokojnego przemieszczania się z punktu A do punktu B. Dla poszukujących większej dawki emocji oferowano także dwulitrową, lecz z dwoma wałkami rozrządu, jednostkę o mocy 165KM. Identyczną moc oferował silnik 2,5 litra. Cechował się wysoką kulturą pracy i sporym apetytem na benzynę. Po raz pierwszy w Legacy zastosowano silnik boxer z sześcioma cylindrami i 220KM mocy.
Kto jednak miał ochotę na radość z jazdy (i było go na to stać) wybierał 2,0 DOHC twin turbo w wersji z manualną skrzynią biegów. 280KM nawet dziś robi wrażenie. Ni mniej, ni więcej Impreza w rozmiarze XL. Znakomite właściwości jezdne, twarde zawieszenie, napęd na cztery koła to przepis na banana na twarzy kierowcy. W końcu, kto powiedział, że rodzinny samochód musi być nudny?
Podobnie jak w przypadku Imprezy Subaru przygotowało kilka wersji specjalnych. Wisienką na torcie była GT-B. Bazowała ona na wersji kombi wyposażonej w silnik 2,0 z podwójnym doładowaniem. Jednak smaczkiem było to, co skrywała literka B w nazwie. Zawieszeniem zajęła się renomowana firma Bilstein, stąd B. Lekko obniżone, utwardzone sprawiło, że auto trzymało się drogi niczym pociąg Shinkansen torów. Niestety, ustępował mu nieco prędkością maksymalną.
Dlatego wcale nie zdziwiło mnie, że właśnie tę wersję AutoArt wybrał do wykonania miniatury. Ale… O ile na pudełku widnieje nazwa Subaru Legacy GTB ’99, o tyle na tabliczce z nazwą modelu znajduje się tylko Legacy GT. Auto na klapie bagażnika pod znaczkiem GT miało emblemat z logo Bilstein. Na modelu próżno go szukać. Także jest tu jakaś nieścisłość. Cieszę się, że już omówiłem wady miniatury. Czas na pozytywy.
Subaru w białym kolorze prezentuje się obłędnie. Ponieważ jest on nałożony bardzo starannie, eksponuje szczegóły stylistyczne miniatury. Wszelkie przetłoczenia karoserii są doskonale widoczne. Delikatne wcięcie biegnące wzdłuż boku auta podkreśla dynamikę sylwetki, jednocześnie kierując wzrok na niesamowicie odwzorowane klamki drzwi. Wspaniale odtworzono grill, którego centralnym elementem nie jest logo Subaru, a specjalnie zaprojektowany dla wersji GT-B znaczek z błyskawicą na czarnym tle. Urzekający detal. Na masce musiał znaleźć się charakterystyczny dla wersji turbo dodatkowy wlot powietrza. Przyglądałem mu się tak długo w poszukiwaniu jakichkolwiek wad, że żona stała się zazdrosna. Niesamowite wykonanie. Bardzo żałuję, iż nie otwiera się maska. Jestem przekonany, że silnik w wykonaniu AutoArt byłby dziełem sztuki.
Doskonałe wrażenie robią reflektory z czarnym obramowaniem poszczególnych świateł.
Tył modelu także wykonano bardzo starannie. Pas tylnych świateł sprawia wrażenie jakby zaraz miał rozbłysnąć kolorami czerwieni lub pomarańczy. Może tylko tabliczka zastępująca tablicę rejestracyjną mogłaby być nieco większa, by wypełnić w większym stopniu przestrzeń klapy bagażnika.
Na pochwałę zasługuje zamontowanie przeszklonego dachu z przyciemnionego plastiku. Wygląda bardzo naturalnie i można przezeń zajrzeć do wnętrza.
Choć o wiele lepszym sposobem na to jest spojrzenie przez pozbawione szyb przednie drzwi. W pierwszej chwili spośród czarnego wykończenia wyróżnia się srebrne malowanie podstawy lewarka zmiany biegów. Gdy wzrok nieco przywyknie bez trudu dostrzeżemy kalkomanie radia i automatycznej klimatyzacji umieszczone na panelu środkowym. Znakomicie prezentują się także zegary, choć zdecydowanie na pierwszy plan wysuwa się kierownica z logo Momo. Pod nim znalazło się miejsce na dyskretny napis Subaru. Cudowne wykonanie. Także odwzorowanie kubełkowych foteli oraz przetłoczeń tapicerki drzwi wzbudza mój zachwyt.
Na osobną wzmiankę zasługują odlewy felg. Jeśli przyjrzycie się im, dostrzeżecie jak dokładnie je wykonano. Każda śruba mocująca jest bardzo wyraźnie zaznaczona, co nie u każdego producenta jest standardem. Tradycyjnie w AutoArt przednia oś jest skrętna.
Musicie mi uwierzyć na słowo, że podwozie Legacy wykonano z równą starannością jak nadwozie.
W połowie ubiegłego roku robiłem przegląd posiadanych modeli kombi. Pośród przedstawicieli niemieckiej, francuskiej czy nawet hiszpańskiej motoryzacji wyraźnie rzucał się w oczy brak jakiegokolwiek modelu z Kraju Kwitnącej Wiśni. Fatalne niedopatrzenie, które należało choć troszkę nadrobić. O ile nasze portale aukcyjne i sklepy miały niewiele bądź nic do zaoferowania, to na Ebay sprawy wyglądały zupełnie inaczej. Do wyboru, do koloru. Tylko te ceny… Aż pewnego dnia trafiłem na aukcję pewnego Brytyjczyka, który oferował Hondę Accord Wagon i właśnie Subaru. Ceny były grubo poniżej średniej, wysyłka także była w granicach rozsądku. Na początku sierpnia 2019 roku oba modele zasiliły kolekcję. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, iż dwa modele nie rozwiązały całkowicie kwestii niewystarczającej reprezentacji japońskich kombi w moim skromnym zbiorze. Tak się złożyło, iż niedługo później udało mi się zdobyć Subaru Imprezę oraz Levorg i kolejnego Accorda. To wciąż mało, ale więcej niż nic.
PS. Uważajcie na siebie i swoich bliskich. COVID-19 i mili policja wciąż się czają.
Subaru i AUTOart - połączenie idealne. Legacy to bardzo ciekawy samochód, niestety nieco zaćmiony przez inne modele, a to przecież z niego wyewoluował bardzo popularny dziś Outback.
OdpowiedzUsuńMiniatura, co tu dużo mówić. Jak każda moja Impreza z AA, przepiękna :)
Gratuluję zakupu i fajnego wpisu. Miło się czytało
Dzięki Damian.
UsuńZgadzam się że Legacy jest niedoceniany. W dodatku poza Outbackiem powstał na jego bazie pick-up o nazwie Baja, sprzedawany głównie w USA.
Pozdrawiam!
Baja jest świetny, widzialen bardzo fajny film o nim.
Usuńhttps://youtu.be/FO53M8x3Y28
Bardzo fajna miniatura! Skręcane koła to ewenement w tej skali, chyba nikt inny ich nie robi
OdpowiedzUsuńCześć,
UsuńMasz rację że skrętna oś jest rzadkością. W moim zbiorze nie ma modeli innych producentów z takim gadżetem. Szkoda, nadaje dynamiki miniaturom, co świetnie widać na zdjęciach Szymona.
Pozdrawiam!
Subaru Legacy GT. Potem jedno z moich snów. W tym czasie miałem kupić prawdziwy, 1/1. Ale brak obsługi technicznej w pobliżu miejsca zamieszkania spowodował, że zmieniłem zdanie.
OdpowiedzUsuńMiniatura pokazuje, że jest to Autoart. Te tylne światła są świetne, a wnętrze wygląda bardzo kompletnie. Dzięki za pokazanie tego wspaniałego dzieła.
Cieszę się że sprawiłem Tobie trochę radości. Muszę przyznać że Legacy to moje ulubione Subaru.
UsuńPozdrawiam!
Witam!
OdpowiedzUsuńChciałem dodać do tematu,że u producenta Cararama/Junior (z dawnych czasów) występują koła skrętne w pojedynczych egzemplarzach w skali 1:43. Marki moje, które skręt posiadają to:
peugeot,mercedes i volvo.
Wiem,że trudno porównywać klasę obu producentów ale dla ścisłości podaję to info.
Pozdrawiam Przemek.
Bardzo dziękuję za informację. Przyznaję bez bicia, że nie miałem pojęcia iż jeszcze ktoś robił taki element. To fajny detal, tak jak otwierana maska silnika.
UsuńPozdrawiam!
Arku, ogromnie podoba mi się ten model;) znów spowodowałeś, że zapragnąłem wzbogacić swoją kolekcję o te piękne kombi;) Co do skrętnych kół nadmienię, że rosyjskie DIPy i niektóre SSMy posiadają także skrętne koła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Ciekaw jestem co powiesz gdy zobaczysz Imprezę, Levorg że o Jaguarze XJ Estate nie wspomnę.
UsuńPozdrawiam!
Witam!
OdpowiedzUsuńKoła skrętne także występują większej skali 1:24 z takich producentach m.in BBURAGO i WELLY tylko wybranych egzemplarzy modeli.
Pozdrawim
To bardzo ciekawy gadżet. Bardzo żałuję iż w mojej skali tylko nieliczne modele posiadają przednią oś skrętną. Podobnie zresztą jak odwzorowanie silnika. V6, V8 czy V12 to dzieło sztuki inżynierskiej. Choć z drugiej strony Mustang z 2.0 ecoboost byłby cokolwiek żałosny.
UsuńPozdrawiam!
Bardzo ciekawy wpis no i piękny model. Pewnie trudno dostępny już teraz? Autoart chyba nie produkuje juz modeli w skali 1/43?
OdpowiedzUsuńpozdrowienia