Zastanawiałem się czy zamiast jakiegokolwiek opisu nie zostawić Was sam na sam ze zdjęciami. Co można napisać o samochodzie, o którym napisano wszystko? Czy auto okrzyknięte jednym z najpiękniejszych wymaga dodatkowego opisu? Zdjęcia oddają w pełni jego klasę, elegancję i sportowy charakter. Najlepszy samochód, jaki wyprodukowali Brytyjczycy, dzieło sztuki na kołach, wreszcie uznany przez nowojorskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej za jedno z trzech najwybitniejszych aut w historii motoryzacji.
Jeśli wciąż Wam mało, to Brytyjski magazyn „Autocar” okrzyknął E-Type najseksowniejszym samochodem świata, a „Daily Telegraph” najpiękniejszym samochodem wszechczasów.
Pomyślałem sobie, że skoro wszyscy tak pieją z zachwytu, to z wrodzonej przekory spróbuję wypunktować wady Jaguara. Wszak długa maska utrudnia poruszanie się po zakorkowanych aglomeracjach, a tył samochodu wygląda niczym kucający pies. Pomysł wyglądał obiecująco do momentu, w którym wziąłem model do ręki. Cały koncept z miejsca trafił do kosza. Owszem, można się czepiać szczegółów, lecz ogólnie to wspaniałe auto. Nie mógłbym napisać o nim nic złego. Uwielbiam je, w stu procentach podzielam zachwyty nad jego wyglądem. Na żywo samochód wciąż robi piorunujące wrażenie, tak jak w dniu premiery w 1961 roku podczas salonu samochodowego w Genewie.
Za projekt E-Type odpowiadał Malcolm Sayer. Inżynier ten rozpoczął pracę dla Jaguara w 1951 roku, a wcześniej zdobywał doświadczenie między innymi w koncernie lotniczym Bristol Aeroplane Company. Miał udział w stworzeniu modeli C-Type i D-Type, stworzonych do wyścigów torowych.
Szefostwo Jaguara oczekiwało, iż model E będzie bezpośrednim następcą D-Type oraz pięknego XK150. Siłą rzeczy nowy model musiał nie tylko dobrze wyglądać, ale też nie odstawać na torze wyścigowym. Aby sprostać tym wymaganiom Sayer wykorzystał swoje doświadczenie z pracy w lotnictwie. Nadwozie zyskało bardzo aerodynamiczne linie, pozbawione kantów z wieloma przetłoczeniami ułatwiającymi opływanie karoserii przez powietrze. Umieszczone w tubach reflektory zakryto szklanymi osłonami, by zmniejszyć opór powietrza. Linia dachu miękko opadała ku tyłowi, jakby chowając się między muskularnymi błotnikami tylnych kół.
Długa maska skrywała rzędowy, sześciocylindrowy silnik 3,8l który generował 265KM. Pozwalał on na rozpędzenie się do 100km/h w czasie 6,9 sekundy i uzyskanie maksymalnie 240km/h. Napęd na tylne koła przenosiła manualna, czterobiegowa skrzynia Moss. Już rok później dołączył do oferty silnik R6 4,2l. Osiągi auta uległy niewielkim zmianom, jednak bardzo wzrosła kultura jego pracy. Inżynier Bob Knight opracował nowy system niezależnego tylnego zawieszenia, które wyśmienicie wytłumiało drgania. Po raz pierwszy w Jaguarze zastosowano również hamulce tarczowe dla każdego z kół.
We wnętrzu znalazło się miejsce tylko na dwa fotele, niezależnie od wersji nadwozia. Za trójramienną kierownicą schowano duże zegary prędkościo- i obrotomierza. Na centralnej konsoli znalazły się okrągłe wskaźniki z umieszczonym pośrodku zegarem. Pod nimi umieszczono rząd przełączników. Lewarek skrzyni biegów usytuowano ergonomicznie, by ruch ręki od kierownicy był możliwie najkrótszy. Pięknym detalem jest dźwignia hamulca ręcznego. W całości chromowana, bez żadnych ozdobników zachwyca do dziś prostotą formy. W ciekawym miejscu znalazła się klamka do otwarcia drzwi z wnętrza. Umieszczona na wysokości siedziska fotela była niemal niewidoczna, jednak okazała się niezwykle praktyczna.
W interesujący sposób rozwiązano kwestię dostępu do silnika i bagażnika samochodu. By zajrzeć o komory silnika należało unieść maskę zintegrowaną z przednimi błotnikami. Rozwiązanie to ułatwiało dostęp do bloku jednostki napędowej, jednak praca przy chłodnicy lub elementach położonych bliżej przodu wymagała ukończenia szkoły cyrkowej lub demontażu całej pokrywy. Sam nie wiem, co było łatwiejsze. Klapa bagażnika w coupé otwierała się na bok, nie do góry. Rozwiązanie rodem z furgonetek czy aut terenowych, wymusiła aerodynamika i ergonomia. Warto zwrócić uwagę na to, jak głęboko w przednie błotniki wnikają drzwi. Dzięki temu nie trzeba było wyginać się niczym człowiek-guma przy wchodzeniu i opuszczaniu Jaga.
Genewska premiera przyniosła E-Type ogromny rozgłos. Sam Enzo Ferrari rozpływał się w zachwytach nad linią pojazdu. W miesiąc później auto pokazano na nowojorskim salonie i z miejsca stało się ono sensacją. Nowego Jaguara chciał mieć każdy. W przeciwieństwie do swoich konkurentów E-Type nie odstraszał ceną. Był dwukrotnie tańszy niż konkurencyjne Aston Martin czy Ferrari. Splendoru dodawały gwiazdy pokazujące się za kierownicą E-Type. Ikony piękna i elegancji jak księżna Grace Kelly czy Brigitte Bardot, podkreślały wyjątkowy styl auta. Z kolei Steve McQueen, Charlton Heston bądź Tony Curtis, udowadniali, iż to prawdziwie męski samochód.
W swojej historii E-Type przeszedł dwa istotne liftingi. W 1968 roku do sprzedaży trafił model o zwiększonym rozstawie osi. Firmie zależało na zwiększeniu konkurencyjności modelu w USA. Pomóc miało wstawienie tylnej kanapy i opcjonalna skrzynia automatyczna. Niewielkim zmianom poddano także wygląd zewnętrzny, zmieniając kształt grilla i definitywnie rezygnując z trzech wycieraczek przedniej szyby.
Najciekawsza jednak zmiana nastąpiła w 1971 roku. Wizualnie auto zyskało większą atrapę chłodnicy oraz inne układ kierunkowskazów i kształt tylnych lamp. Ale… Przysłowie mówi, że wszystko, co przed ale, nie ma znaczenia. Najistotniejszą zmianą było zamontowanie silnika V12. Po dziesięciu latach samochód doczekał się godnej jednostki napędowej. Oczywiście rzędowe szóstki były bardzo dobre, ale V12 to crème de la crème. Ten silnik nie powalał osiągami, nieznacznie przewyższał dotychczasowe jednostki. Jednak jego dźwięk dorównywał najwybitniejszym dziełom Mozarta czy van Beethovena. Kultura pracy 5,3 litrowej jednostki to połączenie maestrii Deyny, Cruyff’a i Mullera. Technika, siła i szybkość zamknięte pod ogromną maską. Na klapie bagażnika pojawił się pięknie stylizowany znaczek V12.
Jaguar E-Type produkowany był do 1974 roku. W kolejnym, do klientów trafiła seria 49 z 50 wyprodukowanych egzemplarzy. Ostatni został w firmie i pozostaje tam do dziś. Przez 14 lat z taśmy zjechało ponad 70 tysięcy samochodów.
16 marca 2016 odbywała się giełda modeli w Warszawie. Ostatnia edycja w szkole przy ulicy Conrada. Głównym trofeum był Mercedes SL500 R129 i Renault 19 Cabrio. Jednak pierwszym zakupem tamtej niedzieli był Jag. Czy też tak czasem macie, że patrzycie na model zupełnie niepasujący do profilu kolekcji i wiecie, że musicie go mieć? To była taka chwila. Wybierałem między Datsunem Z280 od NEO, oraz opisywanym E-Type. Cena nie była tu decydująca. Ten model miał w sobie coś, co sprawiło, że był naturalnym wyborem.
Miniaturę E-Type wyprodukowała angielska Oxford Die-Cast Ltd, oczywiście, małymi, chińskimi rączkami. To był pierwszy model tej firmy w moich zbiorach. Muszę przyznać, iż pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Dobre proporcje nadwozia, starannie nałożony lakier czy kalkomanie tablic rejestracyjnych świadczyły dobrze o nowym nabytku. Niestety, tuż po wyjęciu z gablotki wypadło lewe lusterko. Zdarza się, ale żeby już tak na wejściu? Lekka przesada.
Długa maska posiada charakterystyczne dla V12 żebrowania, wykonane bardzo starannie. Bardzo ładnie zaznaczono krawędzie poszczególnych elementów nadwozia. Szyby, czołowa i tylna, otoczone są srebrną ramką, co doskonale pasuje do charakteru miniatury. Zderzaki wyposażono w modne w epoce kły, a odlew lusterek jest bardzo staranny. Przednie reflektory wyglądają, co najmniej dobrze, bolce mocujące imitują żarówki. Świetnie wyglądają kalkomanie z oznaczeniem marki i wersji silnikowej.
Niestety, detale nieco rozczarowują. Chromowane elementy, jak obwódki reflektorów czy słupki A i B pomalowano jedynie srebrną, matową farbką. Gdyby jeszcze nadano jej połysk całość wyglądałaby nieźle. A tak, zepsuto cały efekt. Podobnie wygląda sytuacja z chromowaną linią biegnącą poniżej dolnej krawędzi szyb w drzwiach. Wycieraczki auta są zdecydowanie zbyt grube.
Dużym rozczarowaniem były dla mnie przednie kierunkowskazy. Ich klosze zastąpiono ordynarnymi, pomarańczowymi naklejkami. W dodatku nierówno nałożonymi. Jest to tym bardziej irytujące, że tylne światła są wykonane bardzo starannie. A skoro jesteśmy już przy tyle nadwozia, to na krytykę zasługują końcówki wydechu. Kawałek plastiku pomalowany srebrną, tym razem z połyskliwą farbą, bez zaznaczonych głębi, odbiera nieco uroku.
Kiepsko wyglądają koła miniatury. Niezbyt starannie odwzorowany wzór, dodatkowo szpecą imitacje logo Jaguara. Tak naprawdę zamiast logo mamy do czynienia z kropkami farby, w dodatku na jednym kole umieszczonymi bardzo daleko od jego środka. Ogólnie szkoda, iż Oxford nie zdecydował się na wzór felg z centralną nakrętką. Moim zdaniem jest to najładniejszy wzór koła w Jaguarze.
Bardzo chciałem opisać wnętrze Jaguara. Niestety, poza tragiczną kierownicą, reszta wnętrza wykonana jest z czarnego plastiku i jest bardzo słabo widoczna. Gdy spojrzy się pod właściwym kątem przez szybę w drzwiach z lewej strony widać nawet zegary na desce rozdzielczej. Także lewarek zmiany biegów jest widoczny. Dobrym rozwiązaniem byłoby pomalowanie wnętrza farbką imitującą skórę, i coraz poważniej rozważam tę opcję.
Wydawać by się mogło, iż cztery akapity o wadach modelu są dla niego dyskwalifikujące. Na szczęście tak nie jest, przynajmniej w tym konkretnym przypadku. Na obronę Oxford ma przynajmniej jeden argument. Jest nim cena. 60PLN za tę miniaturę jest ceną doprawdy niewielką. Biorąc pod uwagę jej relację do jakości, Jag wypada naprawdę przyzwoicie. Ponadto kilka tygodni po opisanej giełdzie w moje ręce trafił drugi egzemplarz E-Type. Tym razem w wersji Roadster wyprodukowany przez AutoArt. Sami rozumiecie. Niewiele firm może się równać z jakością wykonania AA. Niestety, ta jakość rzutuje na ocenę E-Type produkcji Oxford. Uważam, że warto było przybliżyć Wam także miniaturę nieco mniej znanego producenta. Pomimo kilku jego wad, w ubiegłym roku zdecydowałem się na zakup kolejnego ich modelu, jakim jest Vauxhall Cresta Friary Estate. Być może za jakiś czas i on trafi przed obiektyw Szymona i na łamy bloga.
Piszcie w komentarzach co sądzicie o modelu i wpisie.
#zostańwdomu dla bezpieczeństwa Waszego i Waszych najbliższych. Mamy z Szymonem
wiele ciekawych modeli i chcemy mieć komu je zaprezentować.
Moja opinia nie jest zbyt przydatna, ponieważ nie jest to mój ulubiony Jaguar.
OdpowiedzUsuńZaskakuje mnie Oxford z tak wieloma wadami jakości, ponieważ mam model, który jest klejnotem!
Być może typ E jest trudniejszy niż się wydaje.
Czekam na AutoArt!
Każda opinia jest ważna.
UsuńNa szczęście większość z niedoróbek można dość łatwo poprawić, co więcej nie rzucają się w oczy.
Co do AutoArt, trzeba będzie troszkę na niego poczekać, ale zapewniam że warto!
Pozdrawiam.
Zaopiekuj się koronawirusem, amigo, chcę zobaczyć Autoart!
UsuńDe siempre he pensado que el molde a 1:43 de un Type E debe ser como el examen final de un aspirante a constructor de moldes para miniaturas, si tales estudios existen. Un matricero! Debe ser muy complicado replicar correctamente el molde de ese "gato", pero muchos lo han intentado y bastantes con buena fortuna. Oxford es una de ellas, sin duda. Por eso me encanta este modelo y si bien AutoArt es AutoArt yo no la echo de menos demasiado en el caso de hoy, tan solo ese color verde turquesa me deja un poco frío. Hay opciones mucho mejores!
OdpowiedzUsuńDe todas formas si no te costó mucho es una gran compra. Todo lo que tengo de Oxford, que no es mucho, siempre me agradó.
Saludos y a disfrutar en casa de las miniaturas!
Estoy de acuerdo contigo al 100%. Este es un automóvil inusual y una hermosa modelo.
UsuńEn cuanto a la relación calidad-precio, es una muy buena compra.
Oxford como fabricante también aprobó el examen y en el futuro planeo varios modelos de automóviles ingleses para su producción.
Saludos cordiales y buena suerte, amigo mío.
Pero qué lingo jaguar, solo le falta el tradicional british green.
OdpowiedzUsuńIgual me gusta.
Abrazo!
En rojo también se ve bien. Tenemos un dicho: bastante bueno para todos. Es lo mismo con este modelo.
UsuńSaludos cordiales y buena suerte, amigo mío.
E-Type to bez dwóch zdań klasyk. Dobrze że miniaturka Oxforda kosztowała tylko 60 złotych, bo te niedoróbki troszkę rozczarowują. Swoją drogą, zastanawia czemu Brytyjczycy mają takie problemy ze stworzeniem dobrych miniatur swoich aut. Oxford oraz Vanguards/Corgi są przeważnie co najwyżej średnie
OdpowiedzUsuńUważam E-Type za jedno z najpiękniejszych aut w historii. Wspaniały samochód.
UsuńCo do jakości Oxforda, masz rację. Anglicy wyprodukowali wiele fantastycznych samochodów i całe mnóstwo kiepskich miniatur. Wciąż szukam dobrze wykonanego Triumpha Stag, Mini cabrio czy Rovera 75 estate i długo jeszcze będę szukał.
Pozdrawiam