Kwiaty we włosach potargał wiatr… Tak mógłby brzmieć slogan reklamowy Renault Wind. Jednak najwyraźniej twórczość Czerwonych Gitar nie była znana francuskim specom od marketingu. Kto wie, może była to jedna z przyczyn, przez które to auto nie okazało się rynkowym sukcesem?
Wydawało się, że wszystko było idealnie zaplanowane. Premiera w 2010 roku na salonie w Genewie, najlepszym miejscu do prezentacji otwartego auta.
Atrakcyjne, dwuosobowe nadwozie z ciekawą stylistyką, dobre wyposażenie, niezłe silniki, spory bagażnik o stałej pojemności i sztywny dach w razie pogorszenia pogody. Ciekawe wersje, jak np. Gordini… A jednak po trzech latach Wind zakończył swój żywot na rynku. Moim zdaniem winne były początkowe założenia. Francuzi próbowali znaleźć niszę na rynku. Zamiast oprzeć projekt na podwoziu Clio, lub siostrzanej Micrze wykorzystano płytę z nowego Twingo II. To oznaczało ciasnotę wewnątrz. Nie rekompensowały jej niewielkie rozmiary zewnętrzne, ułatwiające poruszanie się po ciasnych uliczkach Marsylii czy Nicei. Dziś jednak Wind zdaje się zyskiwać, jako ciekawostka. Popyt nakręca także niewielka ilość wyprodukowanych egzemplarzy.
Do napędu Winda użyto sprawdzonych silników 1,2 TCe o mocy 101KM i 1,6 16 o 133KM. Już podstawowa jednostka dawała dużo radości z jazdy. Niewielkie wymiary sprawiały, że miało się wrażenie jazdy gokartem. Minusem było zawieszenie, nieco za miękkie do sportowych aspiracji modelu.
Deska rozdzielcza w Windzie była zupełnie inna niż w Twingo II. Tablicę przyrządów zdominował centralnie umieszczony prędkościomierz. Po jego bokach umieszczono obrotomierz i wskaźniki poziomu benzyny i temperatury. Wszystkie trzy umieszczone były w tubach i nakryte niewielkim daszkiem. Panel środkowy zaprojektowano w równie efektowny sposób. Na samej górze umieszczono wyświetlacz radia, schodek niżej włącznik świateł awaryjnych. Poniżej znajdował się panel klimatyzacji, a pod nim konsola sterowania radiem. Krótki lewarek skrzyni biegów pozwalał na precyzyjne operowanie przełożeniami. Całości dopełniały kubełkowe fotele.
Miniaturę małego Renault wyprodukowało PMA. Tradycyjnie dołożono wszelkiej staranności przy wykonaniu bryły nadwozia. Model pomalowano bardzo pasującym doń srebrnym kolorem. Duże wrażenie robi sposób odwzorowania świateł mijania, które wyposażono w niebieskie obramowania. Wloty powietrza na przednim zderzaku mają srebrne obwódki. Podobać się może sposób, w jaki oddano klamki drzwi. Francuzi zastosowali mechanizm otwierania znany ze starszych modeli, jak R5 czy Twingo.
Na uznanie zasługuje także odwzorowanie tyłu samochodu. Przetłoczenia karoserii, klapa bagażnika z dwoma garbami czy polakierowane w całości klosze tylnych lamp. Umieszczone w zderzaku tylne światła odblaskowe zrobiono w ten sam sposób. Dodatkowy plus należy się za wykonanie felg Winda oraz pomalowanie czarnym, błyszczącym kolorem lusterek i fragmentu dachu za fotelami.
Dużą dbałość o detale widać także we wnętrzu modelu. Kierownica ma charakterystyczne dla ówczesnych Renówek przetłoczenia. Wiernie odwzorowano tablicę przyrządów, choć szkoda, że nie pomalowano na srebrny kolor tub zegarów, tym bardziej, że obwódki wylotów powietrza, panele nawiewu i radia, mają takie zdobienie. Podobnie jak głośniki w drzwiach czy lewarek skrzyni biegów. Łatwo można rozpoznać, iż prezentowany model wyposażono w manualną klimatyzację, ponieważ na panelu środkowym widać wyraźnie trzy pokrętła.
Małe minusy trzeba postawić przy napisie Wind pod znaczkiem Renault na klapie bagażnika, który wygląda jakby wykonano go w 3D. Innym, niezbyt udanym elementem, są znaczki z nazwą modelu znajdujące się w górnej części tylnego poszycia nadwozia. Zamiast napisu Wind mamy tam jakieś szlaczki. Nie są to jednak wady rzutujące na bardzo pozytywny odbiór miniatury.
Model udało mi się kupić za pośrednictwem akcji zakupowej na forum motoshowminiatura. Do wyboru były dwa kolory, jednak srebrny wyglądał o wiele lepiej niż czerwony. Samochodzik jest w moim posiadaniu od 2016 roku. Jego zakup spowodował także jedną, bardzo nieoczywistą dla mnie, rzecz. Zawsze, gdy na niego patrzę gdzieś w tle przewijają się słowa piosenki „kwiaty we włosach potargał... Wind".
Este pequeño Wind se ve hermoso Arek; pequeño, abierto, deportivo.
OdpowiedzUsuńSi bien como tu dices no fue un éxito de ventas, al menos nos deja el recuerdo de las flores en el pelo agitaban el viento... jaja!
Abrazo!
Realmente me gusta este pequeño Renault. Tiene algo bueno al respecto.
UsuńEspecialmente cuando llega el otoño.
Abrazo!
Cześć Szymonie!
OdpowiedzUsuńWinda było dane mi widzieć tylko raz, i to kilka lat temu :D Stał na parkingu koło parku Zadole na Ligocie w Katowicach :) Model bardzo ładny :)
Pozdrawiam!
Piotr
Przyznam Piotrze, że ja tez tylko raz. Tutaj, gdzie teraz mieszkam kręci się to auto, ale zupełnie nie wiedziałem, co to takiego. Dopiero któryś z kolegów wyjaśnił mi co to i dlaczego ;) Zupełnie nie mój klimat, ale oryginalności nie można mu odmówić ;)
UsuńPozdrawiam;)
Francuzi mają tendencję do projektowania dziwacznych samochodów. Wind nie jest brzydki, ale ma w sobie coś takiego, że jednak omijałbym go z daleka.
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia;)
UsuńAutko jest jedyne w swoim rodzaju. Jak zauważyłeś, dziwić może fakt, Francuzi nie stworzyli kabrio klasy B, tylko zeszli o segment niżej. Winda widziałem może dwa razy na żywo. Dla mnie jest trochę nieproporcjonalny, choć wygląda intrygująco. Co do modeliku – świetnie wykonany. Ja też się nad nim długo zastanawiałem, ale przez przypadek dotarłem do informacji z francuskiego forum, że srebrny kolor to totalny wymysł Minichamps. W oficjalnej sprzedaży przynajmniej, srebrnych Windów, tak jak i czerwonych nigdy nie było (swoją drogą szkoda – w srebrnym ładnie wygląda). To mnie zniechęciło.
OdpowiedzUsuńPrzeraziłeś mnie trochę. Sprawdziłem dostępne modele i, na szczęście, czerwone Windy Renault sprzedawał. Ale srebrnych nie spotkałem nawet na zdjęciach.
UsuńCo do samego autka, ciężko trafić za myślą przewodnią tego modelu. Nie ma racjonalnego wytłumaczenia dla jego rynkowej obecności. Dzięki czemu jest to ciekawostka dla fanów marki.
Pozdrawiam
Zgodzę się, że auto ma nietuzinkową stylistykę. 133 KM przy takim gabarycie na pewno robiło frajdę z jazdy :)
OdpowiedzUsuńWersja Gordini była prawdziwym potworem i prowadziła się niczym gokart. Do tego jeszcze klasyczne białe pasy na niebieskim lakierze robiły dobrą robotę.
UsuńPozdrawiam