Bez wątpienia nie ma bardziej klasycznego amerykańskiego producenta samochodów aniżeli Cadillac. Marka, utożsamiana z prestiżem oraz luksusem, obecna jest na rynku motoryzacyjnym od 1902 roku. Samochody z logiem Cadillaca brały udział w wojnach, grały w filmach, woziły najznamienitsze osobistości ze świata polityki i show biznesu. Cadillac to żywa legenda na kołach. Dlatego właśnie w mojej kolekcji nie mogło zabraknąć jednego z najbardziej klasycznych modeli tego producenta.
Mowa oczywiście o przepięknym Cadillacu Series 75 z roku modelowego 1959 – 60. Opisywany model to siódma generacja tego wspaniałego samochodu. Auto stylistycznie odbiegające od swoich poprzedników, rozpoczynało także nową linię nazewnictwa. Wóz otrzymał oznaczenie 6700 jednak oficjalnie sprzedawano go nadal, jako Series 75. Podobnie było w przypadku określenia wersji Imperial Limousine, której również nie używano, ponieważ od 1955 roku Chrysler produkował model o nazwie Imperial. Cadillac Series 75 oferował we wnętrzu miejsce dla dziewięciu osób. Charakteryzował go długi wysunięty przód z pięknie osadzonymi podwójnymi reflektorami oraz szerokim, schodzącym na błotniki, wlotem powietrza. W stosunku do swoich poprzedników, mógł także poszczycić się największymi płetwami z tyłu, poniżej których w zderzaku zabudowano oświetlenie imitujące wyloty dysz samolotu odrzutowego. To ważące ponad 2600 kg auto napędzane było 6,4 litrowym silnikiem benzynowym, sprzężonym z automatyczną, czterobiegową skrzynią przekładniową. Wnętrze samochodu wykończono drewnem, skórą i wełną. W porównaniu do swoich poprzedników, samochód otrzymał nowe wspomaganie kierownicy oraz znacznie poprawiono zawieszenie. Na podwoziu Cadillaca Series 75 budowano także karawany oraz karetki pogotowia. Najsłynniejsza z nich zagrała w kultowym filmie Ghostbusters. Mój egzemplarz tego wspaniałego samochodu przyjechał do mnie z… Rosji, a jakże. W rosyjskich sklepach nadal można zakupić modele samochodów, które od dawna już niedostępne są w zachodniej dystrybucji. W polskiej nawet nie ma co wspominać, bo pewnie nie było ich wcale. Auto wyprodukowane zostało przez chińską True Scale Miniatures specjalizującą się w żywicznych modelach wysokiej klasy. Opisywany Cadillac to pierwszy samochód tego producenta w mojej kolekcji. Przyznam, że jestem mile zaskoczony. Samo opakowanie modelu robi już duże wrażenie. Pomijając rozmiar gablotki, w której eksponowany jest wóz, warto zwrócić uwagę na fakt, iż przykręcony jest do drewnianej, a nie plastikowej jak u innych producentów, podstawki. Bryła modelu prezentuje się świetnie. Doskonale odtworzono charakterystyczne przednie reflektory, grill oraz płetwy w tylnej partii wozu. Podobają mi się felgi oraz wnętrze samochodu. Wykonano je, co prawda w czerni, jednak jego szczegółowość nie pozwala myśleć, iż kolor wynika z oszczędności. Nawet klamki wewnątrz pojazdu są odrębnymi elementami. Dużą starannością wyróżniają się wszystkie srebrzenia. Samochód posiada fototrawione wycieraczki oraz filigranową antenkę. Warto również zwrócić uwagę na boczne listwy ciągnące się przez całą długość nadwozia. Początkowo myślałem, że są one namalowane, jednak okazało się, że wykonano je z cienkiej, metalowej taśmy wklejonej w mikroskopijną rynienkę. Moim zdaniem Cadillac Series 75 Limousine to jeden z ciekawszych eksponatów w mojej kolekcji. Mam nadzieję, że niedługo będę mógł pokazać Wam inne amerykańskie klasyki. Tymczasem zapraszam do galerii.
Naprawdę coś pięknego, chyba że ktoś spojrzy na podwozie, ale taki już urok większości żywic :)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia
Podwozie jest uproszczone ale nie jest to też byle jaki kawał tworzywa;) poza tym kto by patrzył na podwozie? :)
UsuńPozdrawiam
Niesamowite. 9 osób w nadwoziu sedan. Tylko Amerykanie mogli to wymyśleć;-) Świetna historia z tym Cadillacem. Wspaniały okres amerykańskiej motoryzacji i całego Motor City. Modelik - co tu dużo mówić, marzenie każdego kolekcjonera. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że modeli Ci się podoba. Także uważam, że nigdy wcześnie i nigdy później amerykańska motoryzacja nie była tak wspaniale awangardowa i klasyczna jednocześnie.
UsuńPozdrawiam
Miałem okazję zobaczyć na żywo ten model u Szymona i robi piorunujące wrażenie. Poziom detali jest obłędny.
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, to bardzo mi się podoba, z jakim przepychem były robione te klasyczne limuzyny. Te płetwy, czy reflektory w kształcie silników odrzutowych. W dzisiejszych czasach takie koncepcje byłyby wyśmiane przez czołowe koncerny, a wtedy każdy chciał to naśladować.
Jeszcze raz powtórzę, cudo!
Masz rację, czasy na takie stylistyczne wygibasy minęły już bezpowrotnie. Myślę jednak, że to lepiej iż minęły, bo nikt by się nimi nie zachwycał mając je na co dzień;)
UsuńPrzepiękny, poziom wykonania naprawdę zaskakujący, a zdjęcia przecież nie oddają całego uroku, który można podziwiać na żywo. Akcje forumowe, w których można kupować w innych krajach dają bardzo dobrą możliwość nabycia niedostępnych (czy w Polsce czy na zachodzie) modeli. Np. ostatnio w akcji Unomag zakupiłem przepiękną, pomarańczową Syrenę 102 i szaro-kremową Wołgę M22 od IST mdels. Niedługo zaprezentuje je na swoim blogu.
OdpowiedzUsuńPS. Na Motoshwominiaturze mam nick Kapitan i Kamaza 5511 w awatarze.
Cześć Piotrze, bez wspólnych zakupów nasze kolekcje były by o niebo uboższe. Na tej samej akcji, o której wspominasz ja nabyłem właśnie tego Cadillaca. Syrenka i Wołga zapowiada się smakowicie, czekam więc na kolejne odsłony Twojego bloga. I nicka i kamaza kojarzę ;)
UsuńPozdrawiam ;)
Zawsze mówię, że najlepszym powodem do tych North American samochody, ma służyć jak modele miniaturowych.
OdpowiedzUsuńAle nie jest to łatwe zadanie reprezentowania ich; Ten wysiłek True Scale zasługują na docenić i się cieszył.
Pozdrowienia mój przyjacielu!
Masz całkowitą rację. Amerykańskie, zwłaszcza stare, samochody stworzone są niemal do tego, żeby robić ich modele. Cieszę się bardzo, że Ci się podoba to autko. Mnie również trudno oderwać od niego wzrok.
UsuńPozdrawiam:)
Po prostu 8 cud świata. Nie wiem co napisać... Przebić go może tylko taki sam, ale w 1/1.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Piotr
:) myślę, że ten w skali 1:43 wychodzi ekonomiczniej, taki w skali 1:1 chyba zdarłby ze mnie ostatni grosz;)
UsuńPozdrawiam:)
Brutal! Magistral! Espectacular! No alcanzan los adjetivos para describir esta joya de True Scale.
OdpowiedzUsuńFelicitaciones por tenerla.
Abrazo!
UsuńBienvenido Juanh! Me alegro de que una vez más mostró el modelo que más te guste. También realmente disfruta de su posesión. Lo he tenido desde hace algún tiempo y todavía no puedo quitar mis ojos de él :)
El suyo :)
Nawet nie pytam o cene
OdpowiedzUsuńWitaj Adi, TSM jest drogi, to fakt, ale za ceną idzie jakość, której trudno szukać u tańszych producentów.
UsuńPozdrawiam
Odpowiedz