sobota, 27 grudnia 2014

Fiat 126p 1:43 IST/DeAgostini



W 1973, czyli rok po uruchomieniu produkcji we Włoszech rozpoczęto w Polsce produkcję małolitrażowego Fiata 126p. To niewielkie, dwudrzwiowe autko szybko zaskarbiło sobie sympatię Polaków spełniając ich marzenia o samochodzie dla każdego. Realia peerelowskie znacznie odbiegające od tych jakie panowały na zachodzie w bardzo krótkim czasie z samochodu typowo miejskiego uczyniły pojazd rodzinny, nie rzadko także transportujący duże gabaryty. 

 
Nikogo nie dziwił obraz czteroosobowej rodziny podróżującej „Maluszkiem” na Węgry, do Bułgarii czy NRD. Sam w dzieciństwie przeżyłem taka podróż i przyznam szczerze, że nie było źle, mimo iż bagaże wypełniały niemal każdą wolną przestrzeń pomiędzy czterema osobami podróżującymi w wozie. W przypadku takich wypraw należało pamiętać o dłuższych postojach, gdyż umieszczony z tyłu silnik chłodzony był powietrzem, a przy dużym obciążeniu przejawiał tendencję do przegrzewania się. Pierwsze jednostki napędowe montowane we Fiata 126p posiadały pojemność 594 cm3 i moc 23 KM. W roku 1977 zwiększono pojemność silnika do 652 cm3, co pozwoliło także podnieść moc do 24 KM. Obie jednostki napędowe pozwalały na rozpędzenie samochodu do 110 km/h, choć z ów prędkością maksymalną bywało różnie, bo niektóre egzemplarze bez obciążenia nie „wyciągały” nawet 110, a inne z pełnym obciążeniem potrafiły rozpędzić się nawet do 120. Fiat 126p to dziś samochód legendarny. Z pewnością na jego sławę wpłynęła łatka samochodu, który zmotoryzował Polskę. Ignorancją było by zapomnieć o nieco dziś już absurdalnych, aczkolwiek niegdyś zupełnie normalnych i nikogo niezadziwiających kaprysach małego fiacika. Nie sposób w tym miejscu pominąć obowiązkowego kija od miotły lub trzonka młotka będącego nieodzownym narzędziem uruchamiania wozu w przypadku zerwania się linki rozrusznika, przy czym kij od miotły lub listwa mógł jeszcze przy okazji podtrzymywać niemalże zawsze opadającą podsufitkę. Na stanie powinna znajdować się także obowiązkowo membrana pompki paliwa oraz komplet żarówek. Wszystko to wraz z kołem zapasowym mieściło się w umieszczonym z przodu auta bagażniku, którego pojemność wynosiła 100l. Niestety kształt wnętrza bagażnika pozwalał na przewóz jedynie niewielu drobiazgów, dlatego też każdy użytkownik malucha prędzej czy później zaopatrzał się w prosty, rurkowy bagażnik dachowy. Sam, jako użytkownik kilku maluchów mam wiele wspomnień z tym wspaniałym samochodem. Pamiętam wrażenie, jakie robił na wszystkich egzemplarz Fiata 126 posiadamy przez mojego tatę. Czerwona, eksportowa wersja z „nowymi” felgami, charakterystycznymi czarnymi dekielkami będącymi namiastką kołpaków, plastikowymi zderzakami oraz wąskim fiatowskim znaczkiem znacznie odbiegała od widywanych wówczas na drogach wersji ekonomicznych. Prawdziwe wrażenie robiła jednak mocna, materiałowa tapicerka, obicia wykonane z tego samego materiału, gruba kierownica, uchylne tylne szyby oraz… obrotomierz. Ten ostatni element zbudowany był z kilku diod zapalających się kolejno wraz ze wzrostem obrotów silnika. Ja z kolei przecierałem swoje pierwsze szlaki „sześćsetką”, która bez znaczenia na warunki pogodowe oraz obciążenie nie rozpędzała się powyżej 90 km/h, za to powyżej 70tki składało jej się jedyne, lewe lusterko. Z nostalgią wspominam oba te pojazdy, bo wpisały się złotymi literami w motoryzacyjną historię mojej rodziny, podobnie jak Fiat 126p w zmotoryzowanie Polaków. Oficjalnie produkcję Fiata 126p zakończono w 2000 roku. Łącznie w dwóch polskich fabrykach w Bielsku Białej i Tychach wyprodukowano ponad 3,3 mln egzemplarzy. Jeśli doliczyć do tego ponad milion samochodów, które zjechały z taśmy produkcyjnej we Włoszech daje to liczbę ponad 4,5 mln sztuk.
W mojej kolekcji znajdują się dwa egzemplarze Fiata 126p. Oba sygnowane logiem kolekcji DeAgostini. Czerwony to oczywiście samochodzik pochodzący z serii Kultowych Aut PRLu, a biały to nowy wypust Złotej Kolekcji PRLu. Mimo, iż oba zasadniczo są dokładnie tym samym produktem różniącym się jedynie kolorem, to niemalże po pierwszym kontakcie nie trudno zauważyć, że czerwony egzemplarz wykonany jest staranniej. Nie posiada on co prawda uszczelek wokół okien, jak w przypadku białego, ale zarówno montaż całości jak i kształt, i jakość choćby wycieraczek znacznie przewyższa wypust spod znaku Złotej Kolekcji. Ta druga niestety odstrasza niechlujnym montażem oraz jakością poszczególnych elementów. Najwyraźniej zarzut o chęci jeszcze większego zysku DeA kosztem poziomu wykonania modeli nie jest bezpodstawny. Zapraszam zatem do obejrzenia kilku zdjęć. 




















3 komentarze:

  1. Maluszki;) szkoda, że tak mało już ich jeździ po ulicach. Jak ich było dużo to się na nie nie zwracało uwagi, a teraz z nostalgią szuka się ich po drogach.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czerwony bardziej mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wolę czerwonego. Zawsze tak jest, że jak czegoś mamy na pęczki to nie zwraca się na to uwagi.

      Usuń